Praca w służbie zagranicznej to dla wielu osób szczyt marzeń. Czy trafiają do niej osoby o właściwych kwalifikacjach? Kontrola NIK, do której dotarła „Rz", wskazuje, że nie zawsze się tak dzieje. Według izby w zagranicznych placówkach były zatrudniane osoby z pominięciem konkursów, bez kwalifikacji i znajomości języków.
NIK zastrzega, że takich przypadków jest niewiele, a generalna ocena naboru i zarządzania kadrą służby zagranicznej wystawiona MSZ jest pozytywna.
– Ogólna ocena wystawiona ministerstwu przez NIK jest pozytywna – podkreśla w rozmowie z „Rz" rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski.
W służbie zagranicznej pracuje prawie 2,8 tys. osób, z czego ok. połowy na placówkach zagranicznych. W ciągu ponad trzech lat (2010 r. – połowa 2013) MSZ ogłosiło nabory na ponad 300 etatów. NIK szczegółowo zbadał 42 z nich. Większość została przeprowadzona w sposób, który zapewnił otwartość i konkurencyjność wyboru kandydatów, czego wymaga ustawa o służbie cywilnej. Postępowania były jawne, kandydatów oceniały komisje i zatrudniano wskazane przez nie osoby.
Ale przy obsadzie posad w placówkach zagranicznych już nie wszystko było tak przejrzyste. Około 16 proc. spośród 38 zbadanych przez NIK stanowisk w służbie zagranicznej obsadzono z pominięciem wymaganego prawem trybu. W efekcie na placówki wyjechały osoby o kwalifikacjach budzących wątpliwości.