1 września Joanna L. spowodowała kolizję na warszawskim Mokotowie. Na ul. Puławskiej swoim porsche uderzyła w tył nissana, a nissan w tył skody. Nikt nie ucierpiał. Badanie wykazało, że aktorka znana m.in. z serialu „Przyjaciółki" była pijana. Miała 1,2 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Kolejne przeprowadzone wkrótce badania pokazały, że stężenie alkoholu spadało. W czwartym badaniu poziom 0,75 promila.
Po tym zdarzeniu aktorka wydała specjalne oświadczenie. "Nie szukam żadnych usprawiedliwień, bo w takiej sytuacji ich po prostu nie ma. To, co się wydarzyło jest naganne" – napisała.
Tłumaczyła, że wieczorem poprzedzającym feralny poranek była na kolacji, podczas której piła wino. "Jeżeli ktoś myśli, że po takiej kolacji i odrobinie snu, może wsiąść za kierownicę, bo tak czuje i uważa, że wszystko jest w porządku, jest w dużym błędzie. Ja ten straszny błąd popełniłam" – napisała aktorka.
Za jazdę po pijanemu policja postawiła Joannie L. zarzut karny. Przyznała się do winy. Za kolizję ukarano ją mandatem w wysokości 400 zł i odebraniem sześciu punktów karnych.
Pełnomocnicy aktorki wnieśli o warunkowe umorzenie postępowania. Prokuratura się na to nie zgodziła. – Dzięki prowadzonym czynnościom wiedzieliśmy, jaka była postawa podejrzanej na miejscu. Nie kwestionowała, że to ona prowadziła samochód – mówi Paweł Wierzchołowski, szef prokuratury na warszawskim Mokotowie.