Decyzje i wyroki rzeszowskiego sądu w sprawie Jacka Kotuli i Przemysława Sycza są kolejnym dowodem na to, że w Polsce wolność słowa jest ograniczona tylko do pewnej grupy osób, a także przypomnieniem, że niemała część ludzi aparatu sprawiedliwości nadal służy kłamstwu.
Mam świadomość, że to bardzo ostra i jednoznaczna ocena. Trudno jednak inaczej potraktować wyrok sądu, który uznał, że nie wolno nazywać zabijania nienarodzonych dzieci zabijaniem, bo to ma rzekomo godzić w dobre imię szpitala, gdzie takiej zbrodni się dokonuje. Jeszcze groźniejsza dla debaty oraz wolności słowa i opinii jest późniejsza decyzja sądu. Zakazał on pozwanym w procesie karnym Jackowi Kotuli i Przemysławowi Syczowi realizacji podstawowych wolności obywatelskich, a mianowicie „organizowania i uczestniczenia w pikietach, w manifestacjach i innych zbiorowych spotkaniach, podczas których podawane są do publicznej wiadomości informacje na temat funkcjonowania Szpitala z wykorzystaniem wizerunku Szpitala i jego personelu, tej treści, że: zabija się tam dzieci". Polemika z oboma tymi decyzjami jest, o czym też nie wolno zapominać, dość trudna, ponieważ w obu przypadkach sąd utajnił zarówno obrady, jak i uzasadnienie wyroku i decyzji.
Jak nazwać zbrodnię
Utajnienie decyzji jest – to akurat dobrze świadczy o inteligencji sędziów, ale nie najlepiej o ich uczciwości – jedyną możliwością, by uniknąć śmieszności. Nie da się bowiem na poważnie uzasadnić decyzji o zakazie określania aborcji mianem zabijania. Każdy, kto ma o niej minimalne pojęcie, wie bowiem, że jest to procedura, która w największym skrócie polega na tym, że żywe i rozwijające się dziecko zostaje pozbawione życia. I zarówno lekarze, którzy w tym procederze uczestniczą, jak i sędzia Magdalena Kocój (która wydała wyrok w sądzie cywilnym) muszą być tego świadomi. Jeśli uważają inaczej, to niech udowodnią, że po aborcji zabite dziecko nadal żyje, że nadal ma możliwość rozwijania się i narodzin. A jeśli nie są w stanie tego zrobić, to niech przestaną opowiadać bzdury, że nie wiedzą, iż aborcja jest zabiciem żywego człowieka.
Byłbym również wdzięczny sędzi Magdalenie Kocój (a także jej kolegom, którzy wydawali decyzję w sprawie zakazu organizowania pikiet i manifestacji przed szpitalem Pro-Familia), gdyby przedstawili oni zestaw określeń, którymi ich zdaniem zabicie człowieka można określić. Mnie przychodzi do głowy kilka nowych: choćby „utylizacja ludzkich odpadów", „ostateczne rozwiązanie kwestii dzieci upośledzonych" albo historycznie umotywowana „polska akcja T4" (od nazwy programu eliminacji osób chorych i niepełnosprawnych w III Rzeszy). Obawiam się, że takie określenia także zostaną przez zainteresowanych zaskarżone i w efekcie używający ich zostaną skazani. Zastrzegam też, tak by nie było wątpliwości, że określanie zabijania mianem „aborcji" czy „terminacją ciąży" z perspektywy wyznawanego przeze mnie światopoglądu (a akurat w tej kwestii ma on źródła w biologii, która jasno wskazuje, że nowa istota ludzka rozpoczyna swoje istnienie, kiedy kończy się proces połączenia komórki jajowej i plemnika) jest nie do zaakceptowania. I to nie dlatego, że jestem przesadnie przywiązany do swoich poglądów, ale dlatego, że jest to sformułowanie kłamliwe i nieoddające istoty sprawy oraz całego dramatyzmu aborcji.
Zabijana wolność słowa
Oczywiście rozumiem, że lekarze, którzy zabijają dzieci (tak, panowie, to właśnie robicie), woleliby, żeby nie nazywać rzeczy po imieniu, a szpitale, które zmieniły się w miejsca kaźni, nie chciałyby, żeby pacjenci wiedzieli, co się w nich dzieje. Tyle że wolność debaty i prawo do wolności sumienia wydają się istotniejsze niż zadowolenie i dobre samopoczucie ludzi, którzy wykonują mokrą (choć – ze wstydem trzeba przyznać – dopuszczoną w Polsce) robotę. Wyrok sądu w Rzeszowie, a także decyzja Sądu Apelacyjnego w tym mieście są zaś – i trzeba to powiedzieć niezwykle mocno – wrogie tym właśnie wartościom. Jeśli bowiem zakazuje się używania określenia „zabijanie" na aborcję, to w istocie zabrania się używania terminów adekwatnych (przynajmniej w mniemaniu jednej ze stron) i koniecznych do odpowiedniego opisu rzeczywistości.