Odejście Donalda Tuska do Brukseli sprawiło, że polityczna winda na najwyższe piętro realnej władzy – czyli stanowisko premiera rządu – wyniosła Ewę Kopacz. Ale nie tylko ona awansowała w nowym układzie. Konieczność utrzymania partyjnej równowagi podniosła do rangi ministrów liderów skonfliktowanych frakcji: Cezarego Grabarczyka ?i Grzegorza Schetynę.
Największy skok wykonał jednak Tomasz Siemoniak, minister obrony, który został wicepremierem. I nie jest malowanym zastępcą Ewy Kopacz, lecz należy do ścisłego grona jej doradców – obok m.in. ministra ds. europejskich Rafała Trzaskowskiego.
Jak mówi nam jeden z liderów PO, do bliskiego kręgu współpracowników premiera Siemoniak należał już za czasów Tuska. – Obok Bartłomieja Sienkiewicza, Pawła Grasia, Igora Ostachowicza czy Jana Krzysztofa Bieleckiego – opowiada nasz rozmówca.
Były dyrektor w TVP i Polskim Radiu, były radny i były wiceprezydent Warszawy, który w 2007 r. został wiceministrem spraw wewnętrznych, szybko awansował. Latem 2011 r., po opublikowaniu raportu Jerzego Millera dotyczącego katastrofy Tu-154, stanowisko szefa MON stracił Bogdan Klich. Tusk postawił na Siemoniaka. Dwa lata później wprowadził go do zarządu PO.
Dlaczego Siemoniak tak szybko awansował? – Tusk miał do niego pełne zaufanie – tłumaczy nasz rozmówca. – Wiedział, że nie będzie grał nieuczciwie.