Przejście na czerwonym nie będzie legalne

Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju nie zgadza się z postulatami autorów głośnej internetowej petycji, którzy chcą, by przejście przez ulicę na czerwonym świetle nie było już karane mandatem – dowiedziała się rp.pl.

Aktualizacja: 17.03.2015 11:14 Publikacja: 16.03.2015 23:01

Obecnie samochody skręcające na "zielonej strzałce" wjeżdżają często na przejście, na którym znajduj

Obecnie samochody skręcające na "zielonej strzałce" wjeżdżają często na przejście, na którym znajdują się piesi

Foto: Fotorzepa/Michał Walczak

Inicjatorem petycji jest Anglik o polskich korzeniach Stefan Tompson, który w listopadzie został upomniany przez policjantów, gdy przeszedł w Warszawie na czerwonym świetle przez ulicę... wyłączoną z ruchu. Pod jego petycją podpisało się już w Internecie prawie 9 tys. osób. Niemal 10 tys. internautów poparło akcję na Facebooku.

Zdaniem Tompsona Polska to jeden z nielicznych krajów w Europie, gdzie przechodzenie na czerwonym świetle jest karane mandatem. Jego zdaniem czekanie na zmianę świateł przy pustej drodze to marnotrawstwo czasu.

„Zakaz przejścia na czerwonym świetle jest ogłupiającym prawem, które uczy Polaków ślepego posłuszeństwa, a nie bezpiecznego przechodzenia przez ulicę" – pisze w Internecie.

Zauważa, że w wielu miejscach samochody mają prawo skrętu, wtedy kiedy piesi mają zielone światło, więc nie przeszkodziłoby, gdyby choć odrobiną zaufania państwo obdarzyło też pieszych.

Petycję wsparł poseł niezrzeszony Marek Poznański (dawniej w Ruchu Palikota), który wysłał w tej sprawie interpelację do ministra infrastruktury i rozwoju. „Może warto zastanowić się nad sensownością przepisu, który nie tylko nie poprawia bezpieczeństwa przechodniów, a wręcz powoduje, iż piesi bezmyślnie wchodzą na przejście widząc zielone światło" – napisał.

Dzięki jego interpelacji wiemy, co o postulatach myśli ministerstwo. Mówiąc w skrócie, przepisów nie chce zmieniać.

„Warto zwrócić uwagę, że poziom bezpieczeństwa pieszych w Polsce nie osiągnął jeszcze wystarczająco satysfakcjonującego poziomu. Od lat poważnym problemem jest relatywnie wysoki udział pieszych w wypadkach drogowych" – odpisał wiceminister infrastruktury Zbigniew Rynasiewicz.

Jego zdaniem „do wielu tragicznych zdarzeń dochodzi w wyniku niewłaściwej oceny sytuacji na drodze, w tym prędkości i odległości zbliżającego się pojazdu". „Gdyby zatem, dopuścić możliwość przekraczania jezdni przez pieszego podczas wyświetlania się czerwonego sygnału dla jego kierunku ruchu, to liczba sytuacji, w których następowałaby kolizja ruchu pojazdu i pieszego zdecydowanie by wzrosła" – pisze Rynasiewicz.

Dodaje, że interpelacja posła Poznańskiego pomija problemy osób starszych i z ograniczoną mobilnością. „Dopuszczenie możliwości przekraczania jezdni przy wyświetlonym czerwonym sygnale świetlnym mogłoby stanowić istotne ryzyko dla zdrowia i życia tej grupy osób" – wywodzi wiceminister.

Swoją odpowiedź konkluduje słowami, że „dopóki bezpieczeństwo pieszych w ruchu drogowym nie ulegnie znaczącej poprawie nie jest zasadne podejmowanie działań w celu depenalizacji przechodzenia przez ulicę na czerwonym świetle".

Inicjatorem petycji jest Anglik o polskich korzeniach Stefan Tompson, który w listopadzie został upomniany przez policjantów, gdy przeszedł w Warszawie na czerwonym świetle przez ulicę... wyłączoną z ruchu. Pod jego petycją podpisało się już w Internecie prawie 9 tys. osób. Niemal 10 tys. internautów poparło akcję na Facebooku.

Zdaniem Tompsona Polska to jeden z nielicznych krajów w Europie, gdzie przechodzenie na czerwonym świetle jest karane mandatem. Jego zdaniem czekanie na zmianę świateł przy pustej drodze to marnotrawstwo czasu.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany