Spektakularna akcja funkcjonariuszy CBA, którzy w lipcu na zlecenie prokuratury weszli do pomieszczeń użytkowanych przez Jana Burego, wywołała burzę i falę krytyki pod adresem śledczych. Część posłów twierdziła, że to niebezpieczny precedens, a z akcji musiał się tłumaczyć prokurator generalny Andrzej Seremet.
Jednak Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli uznał, że działania śledczych były legalne, i w środę oddalił zażalenia polityków, w tym szefa Klubu PSL, który je kwestionował.
– Sąd uznał, że czynność przeszukania była zgodna z prawem, dlatego zażalenia nie zasługują na uwzględnienie – mówi „Rz" sędzia Agnieszka Domańska, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Warszawie.
Waldemar Tyl, wiceszef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która zleciła przeszukania, komentuje: – Jesteśmy zadowoleni z rozstrzygnięcia, czekamy na uzasadnienie.
Będzie ono gotowe za tydzień, ale już dziś wiadomo, że argumenty pełnomocników posła nie przekonały sądu. Chociaż – jak ustaliła „Rz" – prawnicy Jana Burego przedstawili trzy opinie profesorów: Marka Chmaja, Ryszarda Piotrowskiego i Jarosława Szymanka (tę ostatnią przedłożono już na środowym posiedzeniu).
– Z opinii tych wynika, że nie można dokonać przeszukania u posła, nawet jeśli postępowanie jest w fazie im rem (czyli w sprawie, a nie przeciwko osobie – red.), jeżeli nie ma na to zgody Sejmu – mówi „Rz" mec. Izabela Kruszyńska-Świątek reprezentująca w sądzie posła Jana Burego.
Prokuratura od początku stała na stanowisku, że działania wobec polityków: Burego i Rynasiewicza, nie naruszały ich immunitetu poselskiego.
Tłumacząc się w Sejmie, Andrzej Seremet przytaczał notatkę służb sejmowych, z której wynika, że immunitet poselski nie zawiera zakazu takich czynności jak przeszukanie, a konieczność jego uchylenia powstaje w chwili, gdy prokuratura ma dowody wystarczające do postawienia zarzutów, czyli kiedy śledztwo „w sprawie" zmienia się w śledztwo „przeciwko" osobie.
– Sąd w pisemnym uzasadnieniu zapewne odniesie się do argumentacji stron – mówi sędzia Domańska.
Roczny dostęp do treści rp.pl za pół ceny
Warszawski sąd w środę oddalił wszystkie siedem zażaleń osób, wobec których czynności w śledztwie dotyczącym korupcji na Podkarpaciu prowadziły CBA i Prokuratura Apelacyjna w Warszawie. I tak sąd oddalił także zażalenia na przeszukania wiceministra Zbigniewa Rynasiewicza oraz proboszcza katedry polowej WP księdza płk. Roberta M. (duchowny od niedawna jest podejrzany o powoływanie się na wpływy i przyjęcie od biznesmena z firmy paliwowej sztabki złota wartej 130 tys. zł).
Za zasadne sąd uznał również decyzje prokuratury o zawieszeniu w czynnościach służbowych Edwarda B. z regionalnej dyrekcji Lasów Państwowych (ma zarzuty korupcyjne) oraz dotyczące zabezpieczeń majątkowych i zakazu opuszczania kraju wobec jednego z głównych podejrzanych w aferze: biznesmena Mariana D. z firmy paliwowej.
Afera korupcyjna na Podkarpaciu wybuchła w lipcu, gdy CBA zatrzymało Mariana D. i Pawła K., biznesmenów z firmy paliwowej z Leżajska, którzy mieli pośredniczyć w załatwianiu spraw w różnych urzędach – obaj usłyszeli zarzut powoływania się na wpływy m.in. w Ministerstwie Infrastruktury.
Za pomoc w interesach przedsiębiorcy mieli płacić sztabkami złota – to ich szukali funkcjonariusze CBA. Dotąd znaleźli tylko jedną – u księdza Roberta M.
W sprawie afery na Podkarpaciu zarzuty ma obecnie pięć osób: dwaj biznesmeni, dwaj duchowni i regionalny dyrektor Lasów Państwowych.