Prezydent Karol Nawrocki jest niezwykle aktywny na polu polityki zagranicznej. Przed kilkoma dniami był w Berlinie i Paryżu. Wśród tematów niemieckich rozmów były m.in.: współpraca w sferze bezpieczeństwa, sprawy związane z Unią Europejską, relacje transatlantyckie, dwustronne, a także kwestie dotyczące zadośćuczynienia za zbrodnie z czasów II wojny światowej, czyli reparacje. Jak ocenia pan tę agendę spraw?
Jeśli naprawdę chcemy coś osiągnąć, a nie tylko mieć rację, powinniśmy wykreślić słowo „reparacje” i zastąpić je pojęciem „odpowiedzialność”. W żądaniu reparacji będziemy osamotnieni. Oczywiście będą tacy, którzy powiedzą, że mamy rację, ale ja uważam, że w polityce liczy się przede wszystkim efekt, a nie zapał. Historia jest w tym wszystkim ważna. Niemieckie poczucie odpowiedzialności za bezpieczeństwo, za terytorialną integralność Polski powinno wynikać właśnie z historii, ale być skierowane w przyszłość. Bo ta integralność jest dzisiaj zagrożona, co uświadomiły wszystkim niedawne ataki rosyjskich dronów na Polskę. W Niemczech obowiązuje zasada, sformułowana przez Angelę Merkel, że bezpieczeństwo Izraela jest częścią niemieckiej racji stanu. Oczywiście, nasza sytuacja jest inna niż Izraela, chociażby przez wspólne członkostwo w NATO, ale mimo to uważam, że jakaś porównywalna deklaracja mogłaby być skierowana do Polski. A za nią powinno pójść też realne wsparcie bezpieczeństwa Polski, co leży też przecież w interesie Niemiec.
Czytaj więcej
Dla pewnych środowisk w Polsce fakt, że między Warszawą i Berlinem może dochodzić do zasadniczych...
Czyli lepiej nie startować od kwestii kontrowersyjnych, dzielących?
To nie jest kwestia kolejności, lecz politycznej racjonalności. Sprawa odszkodowań angażuje ogromną energię w walkę, która nie ma szans powodzenia, zamiast skierować ją na sprawy ważne dla Polski, szczególnie w sytuacji zagrożenia zewnętrznego. Sprawę reparacji zamknęli Amerykanie wraz z Francuzami i Brytyjczykami już krótko po zakończeniu II wojny światowej. Amerykanie doszli do wniosku, że zamiast wyciskać z Niemiec reparacje, trzeba dać im szansę stania się demokratycznym państwem, zakorzenionym w strukturach świata zachodniego i niezagrażającym sąsiadom. To była dalekowzroczna decyzja. I nikt jej nie uchyli 70 lat później dlatego, że my postanowiliśmy otworzyć na nowo rachunki krzywd. Sprawa reparacji została zamknięta, ale pozostała sprawa zadośćuczynienia dla osób pokrzywdzonych przez Trzecią Rzeszę. O tym należałoby rozmawiać z Republiką Federalną – i to pilnie, bo czas nie pracuje dla tych ludzi. Oczywiście, w porównaniu z tymi bilionami, które „krążą” w przestrzeni medialnej, te pieniądze nie robią wrażenia, ale to mogą być realne pieniądze dla ludzi, którzy ich potrzebują. O II wojnie światowej trzeba przypominać, ale jako o lekcji na przyszłość. Od Niemców oczekiwałbym, że w duchu historycznej odpowiedzialności zobowiążą się do wsparcia bezpieczeństwa Polski wychodzącego poza uzgodnione zobowiązania sojusznicze.
Czy to może być bieżące wsparcie polskiej obronności?
Siedem lat temu na łamach „Rzeczpospolitej” przedstawiłem wraz z Sigmarem Gabrielem, byłym ministrem spraw zagranicznych Niemiec, pomysł, aby Republika Federalna przeznaczała część swego budżetu wojskowego na wzmocnienie zdolności obronnych Polski i krajów bałtyckich. Uważałem, że leżałoby to w interesie Niemiec, ponieważ Polska broni również ich bezpieczeństwa na swej wschodniej granicy. Od tego czasu pisałem na ten temat wiele razy i rozmawiałem z czołowymi politykami w Niemczech.