Polski Kościół ukarał księdza za pedofilię po 37 latach

Księdza, który w 1982 r. wykorzystał pięcioletnią dziewczynkę, kard. Józef Glemp wysłał na misje do Ameryki Łacińskiej. Kościelne kary nałożono na niego dopiero 37 lat później, po tym jak Stolica Apostolska uchyliła w sprawie przedawnienie.

Publikacja: 22.12.2022 22:30

Kardynał Józef Glemp archidiecezją gnieźnieńską kierował w latach 1981–1992

Kardynał Józef Glemp archidiecezją gnieźnieńską kierował w latach 1981–1992

Foto: IPN

„Nie mam żadnych przesłanek, by uznać, że w polskim Kościele postępowano inaczej niż w amerykańskim albo irlandzkim. To była kwestia rozumienia skandalu. Benedykt XVI powiedział bardzo mocno, że w tych przestępstwach widać, jak zło spenetrowało świat wiary” – tak w 2018 r. o. Adam Żak, koordynator Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży, komentował raport Wielkiej Ławy Przysięgłych stanu Pensylwania na temat wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych.

Czytaj więcej

Pedofil, któremu zaufał kardynał Wyszyński

W poprzednich trzech artykułach, które publikowaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej” oraz „Plusa Minusa”, pokazaliśmy, jak do księży, którzy dopuścili się wykorzystania seksualnego, jeszcze przed ich skazaniem przez państwowe sądy, a potem po opuszczeniu przez nich murów więzienia, podchodzili kardynałowie Stefan Wyszyński oraz Karol Wojtyła. Pierwszy miał do czynienia z takim przypadkiem na przełomie lat 50. i 60 XX w., drugi w latach 70.

Choć prawo kanoniczne było w kwestii przestępstw seksualnych – szczególnie w odniesieniu do małoletnich – surowe i jednoznaczne, to jednak wiedza o pedofilii, działaniach sprawców, a przede wszystkim konsekwencjach wykorzystania była znikoma. Obaj hierarchowie działali nieco po omacku. W pierwszej połowie lat 80. XX w. – w czasie, gdy rozgrywała się poniższa historia – ta wiedza była już zdecydowanie większa, stąd trudno do końca zrozumieć kard. Józefa Glempa, prymasa Polski, a w latach 1981–1992 także metropolitę gnieźnieńskiego, który w opisywanej sprawie podejmował decyzje.

Czytaj więcej

Wojtyła do księdza-pedofila: Każde przestępstwo winno być ukarane

W naszych badaniach nie spotkaliśmy identycznych historii. Każda jest inna. W poprzednich przedstawiliśmy przestępstwa, których dopuścili się księża już nieżyjący. Bohater tej opowieści żyje – m.in. z tego powodu nie podajemy jego personaliów.

Dziecko na drodze

Ksiądz H.J. święcenia kapłańskie przyjął w drugiej połowie lat 60. XX w. Pracował m.in. w Bydgoszczy, Toruniu, Wrześni. W roku 1977 trafił jako wikariusz do jednej z gnieźnieńskich parafii. Pięć lat później – 13 sierpnia 1982 r. – obiecując „pieniążki”, zwabił na klatkę schodową w kamienicy pięcioletnią dziewczynkę. Wszedł z nią na półpiętro, zdjął jej kostium kąpielowy, a następnie „ściągnął jej majtki i dokonał samogwałtu kierując wytrysk nasienia na jej krocze, które przy tym dotykał ręką”. Potem chciał dziecko ubrać, ale nie zdążył, bo jak później tłumaczył milicji, „na klatkę schodową wpadły jakieś dwie kobiety, które spłoszyły mnie – krzyczały, że zgwałciłem dziewczynkę oraz używały jakichś wyrazów. Odepchnąłem te kobiety i zacząłem uciekać (…)”. Ścigany przez grupkę mieszkańców domu, do których w pewnym momencie przyłączył się patrol milicji, pokonał kilka przecznic i wpadł do kamienicy, w której był kiedyś z posługą u chorego. Dopadł do drzwi mieszkania i zaczął pukać. Wyjaśniał potem: „(…) było tam starsze małżeństwo, które mnie poznało jako księdza, poprosiłem ich o wodę, gdyż miałem pragnienie, powiedziałem im, że jestem goniony, ale nie podałem powodów gonienia. Ja ukryłem się w tym mieszkaniu w jednym z pomieszczeń położyłem się na tapczanie i nakryłem pierzyną”. Tam został zatrzymany.

Czytaj więcej

Wiedział Wojtyła, wiedziała SB. Ksiądz-pedofil latami krzywdził chłopców

Dzień później postawiono mu zarzuty i tymczasowo aresztowano. Przyznał się do przestępstwa. Tłumaczył, że poprzedniego dnia wieczorem wraz z innym księdzem był na kolacji u znajomych. Z gospodarzem wypili litr wódki. Następnego dnia miał kaca i w poszukiwaniu oranżady chodził po mieście od sklepu do sklepu. Tak natknął się na małą dziewczynkę, poczuł podniecenie i zwabił ją do klatki schodowej. „Był to mój pierwszy i jedyny przypadek dopuszczenia się czynu lubieżnego. Tłumaczę swój czyn tym, że byłem pod wpływem alkoholu, gdybym był trzeźwy, nie dokonałbym tego czynu lubieżnego” – wyjaśniał.

Faktu upojenia alkoholowego nie potwierdził ani będący z nim na kolacji ksiądz: „nie zauważyłem, żeby H.J. wykazywał jakiekolwiek objawy tego, że jest pod wpływem alkoholu”, ani też gospodyni: „księża wyszli od nas zupełnie trzeźwi”.

Podczas kolejnego przesłuchania duchowny wyznał, że od pewnego czasu utrzymywał seksualne kontakty z 23-letnią kobietą. Tłumaczył: „(…) zdarzało mi się w przeszłości, że osiągałem wzwód członka na widok bardzo młodych dziewcząt. Przeważnie dochodziło do takich sytuacji na plaży. Były to dziewczynki w wieku 10–15 lat. Nie zawsze potrafiłem opanować swój popęd i w celu wyładowania się dokonywałem samogwałtu”. Zapewniał, że nigdy nie robił tego w obecności dzieci. Wyjaśniał, że feralnego dnia, spacerując po mieście, wspominał spotkania z tą kobietą i stąd wzięło się jego nagłe podniecenie oraz potrzeba wyładowania.

Sąd się wyłącza

Gdy śledztwo właściwie zmierzało już do końca, na milicję zgłosiła się pewna kobieta, twierdząc, że 1 czerwca jej sześcioletnia córka została wciągnięta na klatkę schodową przez jakiegoś mężczyznę, który zdjął jej majtki i usiłował zgwałcić. Dziecko wyrwało się, zaczęło krzyczeć, a wybiegający z mieszkań ludzie spłoszyli przestępcę. Milicja połączyła oba, bardzo podobne wątki. I choć napadnięta nie rozpoznała w duchownym napastnika, to jednak biegła psycholog uznała, „że ta okoliczność nie odbiera wiarygodności zeznaniom dziecka, u którego występuje osłabienie poziomu postrzegania i różnicowania wzrokowego”. A ponieważ ojciec dziecka rozpoznał w ks. H.J. mężczyznę, którego kilka minut przed próbą gwałtu mijał w bramie, prokurator uzupełnił zarzuty. Ksiądz nie przyznał się do tego czynu. Utrzymywał, że tego dnia pełnił dyżur w kancelarii parafialnej i w ogóle nie wychodził na miasto.

Jesienią 1982 r. – 10 listopada – skierowano do sądu akt oskarżenia. Sprawę rozpoznawał sąd w Koninie, bo sąd w Gnieźnie wyłączył się z orzekania, uzasadniając to „możliwością powstania niepokojów społecznych w Gnieźnie ze względu na fakt, iż oskarżonym jest ksiądz”. W trakcie przewodu sądowego przedstawiono dowody zapewniające księdzu alibi na 1 czerwca. Proboszcz jego parafii okazał listę obecności na kongregacji dekanalnej, która tego dnia przed południem odbywała się w parafii, i na której obecny był ks. H.J. Obrona powołała zaś na świadka kobietę, która zeznała, że w godz. 15.30–17.30 przebywała u księdza w mieszkaniu.

17 marca 1983 r. sąd uznał księdza H.J. za winnego napaści i czynu lubieżnego na jednym dziecku. Skazał go na dwa lata pozbawienia wolności, orzekł też zakaz zajmowania stanowiska nauczyciela młodzieży na okres pięciu lat. Ani obrona, ani prokurator nie wnieśli apelacji.

Złamany zakaz

Duchowny wyszedł na wolność kilka miesięcy po uprawomocnieniu się wyroku – na poczet kary zaliczono mu czas spędzony w areszcie. Z informacji przekazanej nam przez archidiecezję gnieźnieńską (nota powstała po kwerendzie teczki personalnej księdza, dalsze cytaty za tą właśnie informacją – aut.) wynika, że na kilka miesięcy został wysłany na urlop. Żadnych innych kar kanonicznych nie było.

Być może – podobnie jak w opisywanych przez nas wcześniej sprawach – od wymierzenia takiej kary odstąpiono, uznając, że ksiądz został dostatecznie ukarany przez władzę świecką (kan. 2223 § 3 pkt 2 KPK, 1917). Nie można też wykluczyć, że wzięto pod uwagę fakt spożywania przez niego poprzedniego dnia alkoholu – jest to okoliczność zmniejszająca poczytalność sprawcy i choć przestępstwo zaistniało, to ewentualna kara może być łagodniejsza (kan. 2201 & 3, KPK 1917).

Ale można też domniemywać, że ksiądz wpadł w pewien rozgardiasz prawny. W chwili jego aresztowania – w sierpniu 1982 r. – obowiązywał Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r., a kiedy wychodził na wolność już kodeks z roku 1983 (Jan Paweł II ogłosił nowe normy 23 stycznia 1983 r. z mocą obowiązującą od 27 listopada tegoż roku – aut.). Nie można zatem wykluczać, że w tamtym momencie nie do końca wiedziano, z którego kodeksu korzystać. Faktem jest, że 1 lutego 1984 r. kard. Józef Glemp skierował duchownego do pracy w charakterze wikariusza do jednej z bydgoskich parafii, ale – jak zaznacza dziś archidiecezja – „bez nauczania dzieci i młodzieży, został pozbawiony możliwości katechizowania”. W tym czasie „był monitorowany przez miejscowego proboszcza i dziekana, o czym świadczą szczegółowe pisemne opinie z tego czasu, które obaj wysyłali do kurii diecezjalnej” i od września 1984 r. powierzono mu katechizację w ósmej klasie podstawówki. Tymczasem ksiądz miał pięcioletni zakaz podejmowania nauczania, który nałożył na niego sąd. Dlaczego mimo to pozwolono mu na katechizację? Nie wiadomo.

Misje wśród Indian

Wiadomo za to, że w kolejnym roku kard. Glemp zgodził się na jego wyjazd na misje do Ameryki Łacińskiej. Pracował m.in. wśród Indian w puszczy Amazonii, gdzie miał kontakt z dziećmi. O ludziach, z którymi pracował, mówił w jednym z wywiadów: „są bardzo mili, życzliwi, a co za tym idzie bardzo otwarci. Trzeba przyznać także, że mają szczególny stosunek do osób duchownych. Po prostu kochają swoich księży”. I choć – jak zapewnia nas archidiecezja gnieźnieńska – z czasu jego pracy misyjnej nie było żadnych negatywnych uwag, a z dokumentów wynika, że „lokalny biskup misyjny chciał go inkardynować (przyjąć – aut.) do swojej diecezji, co może wskazywać, iż pracował tam dobrze i problemów nie było”, to otwarte pozostaje pytanie, dlaczego kard. Glemp zgodził się na jego wyjazd i de facto stracił nad nim kontrolę. Trudno nie widzieć w tej decyzji pewnej niefrasobliwości doktora obojga praw (świeckiego i kościelnego), którym był przecież kard. Glemp.

Przypadek ten pokazuje to, o czym mówił przywoływany na początku tekstu o. Adam Żak: nie ma żadnych przesłanek, „by uznać, że w polskim Kościele postępowano inaczej niż w amerykańskim albo irlandzkim”. Taki był ogólnokościelny schemat. W celu uniknięcia zgorszenia księdza po prostu zdejmowano z pola widzenia. Dbano bowiem bardziej o wizerunek instytucji aniżeli o godność i dobro pokrzywdzonych.

Kara po latach

Ale ten przypadek jest szczególny z innego powodu. Ksiądz H.J. w 2014 r. – po prawie 30 latach spędzonych na misjach – wrócił do Polski już jako emeryt. Zamieszkał w prywatnym mieszkaniu w bloku w Bydgoszczy – już poza archidiecezją gnieźnieńską (w czasie jego nieobecności, w roku 2004 powołano do życia diecezję bydgoską – aut.). Leczył się, odprawiał msze oraz „okazjonalnie spowiadał” w jednej z parafii. Sprawa jego przeszłości pojawiła się w roku 2019. Po jednej z publicznych wypowiedzi na temat pedofilii ks. Wojciecha Rzeszowskiego, delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży w archidiecezji gnieźnieńskiej, otrzymał on od byłego funkcjonariusza milicji zapytanie o tego duchownego. Otwarto wówczas kościelne archiwa i potwierdzono fakt ukarania księdza przed laty, ale przez władze państwowe. Metropolita gnieźnieński, abp Wojciech Polak, w lipcu 2019 r. uruchomił dochodzenie wstępne, natychmiast wydał dekret ograniczający – i tak minimalną – posługę księdza. „Dekret zakazywał: pracy duszpasterskiej z dziećmi i młodzieżą; spowiedzi dzieci i młodzieży (organizowanej i okazjonalnej), zakazywał przyjmowania małoletnich w swoim mieszkaniu oraz spotkań z nimi w budynkach parafialnych” – informuje nas archidiecezja gnieźnieńska. O sprawie zawiadomiono Watykan, a ten uchylił przedawnienie i nakazał przeprowadzenie procesu administracyjno-karnego.

Powrót do starej sprawy, uchylenie przedawnienia i ukaranie sprawcy umożliwiły decyzje podjęte przez Jana Pawła II. Najpierw, dokumentem z 2001 r. „Sacramentorum sanctitatis tutela”, zatwierdził on normy postępowania w wypadkach ciężkich przestępstw zarezerwowanych do osądu przez Kongregację Nauki Wiary. Potem – w roku 2002 – udzielił tej dykasterii upoważnienia do uchylenia przedawnienia w niektórych sprawach na uzasadniony wniosek zainteresowanego biskupa. Normy te były nowelizowane w 2010 r. przez Benedykta XVI, a ostatnie modyfikacje wprowadził w ubiegłym roku papież Franciszek. Po zakończeniu procesu w sprawie ks. H.J. podtrzymano wydane wcześniej w ramach prewencji zakazy. „Ze względu na starszy wiek kapłana ponowiony dekret ustanowiono na 5 lat” – informuje archidiecezja gnieźnieńska, dodając, że o nałożonych na księdza ograniczeniach został poinformowany ordynariusz bydgoski oraz proboszcz parafii jego zamieszkania. Prócz tego delegat arcybiskupa gnieźnieńskiego wizytował ks. H.J. oraz parafię „i nie stwierdzono uchybień w zastosowaniu wprowadzonych ograniczeń”.

Rany nie znikają

Zakończmy cytatem z papieża Franciszka, który w 2018 r. w „Liście do Ludu Bożego” tak nawiązał do wspomnianego na wstępie raportu z Pensylwanii: „Chociaż można powiedzieć, że większość przypadków dotyczy przeszłości, to jednak z upływem czasu poznaliśmy cierpienie wielu ofiar i stwierdzamy, że rany nigdy nie znikają i zobowiązują nas do zdecydowanego potępienia tych potworności, jak również do skoncentrowania wysiłków, aby wykorzenić tę kulturę śmierci; ran »nie można nigdy uznawać za przedawnione«”.

Korzystaliśmy z materiałów śledztwa w sprawie ks. H.J, które dostępne są w IPN; roczników Archidiecezji Gnieźnieńskiej; „Wiadomości Archidiecezji Gnieźnieńskiej” – pisma urzędowego kurii – oraz „noty informacyjnej” w sprawie ks. H.J., którą archidiecezja przygotowała na naszą prośbę po przeglądzie teczki personalnej duchownego.

„Nie mam żadnych przesłanek, by uznać, że w polskim Kościele postępowano inaczej niż w amerykańskim albo irlandzkim. To była kwestia rozumienia skandalu. Benedykt XVI powiedział bardzo mocno, że w tych przestępstwach widać, jak zło spenetrowało świat wiary” – tak w 2018 r. o. Adam Żak, koordynator Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży, komentował raport Wielkiej Ławy Przysięgłych stanu Pensylwania na temat wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany
Kraj
Posłowie napiszą nową definicję drzewa. Wskazują na jeden brak w dotychczasowym znaczeniu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii