Chodzi o mało znany, ale ciekawy wątek sprawy Getback, jakim zajmowała się Prokuratura Regionalna w Łodzi. Badała, czy jeden z funkcjonariuszy służb przyjął 460 tys. zł od człowieka do „zadań specjalnych", którego wynajął były prezes Getback Konrad K.
Takie sensacyjne zeznania złożył Radosław K. – jeden z oskarżonych w głównym śledztwie dotyczącym głośnej afery. „Rzeczpospolita" poznała szczegóły.
Na początku 2018 r., czyli kilka miesięcy przed aresztowaniem, Konrad K. wobec pogarszającej się sytuacji finansowej spółki i jej problemów wizerunkowych zaczął zabiegać o kontakty ze służbami specjalnymi i politykami. Żeby odsunąć od siebie podejrzenia i po to, by za ich pośrednictwem „rozprawić" się z głównym akcjonariuszem Getback – Funduszem Abris Capital Partners, z którym był skonfliktowany. Do pomocy zaangażował kilka osób, które chwaliły się kontaktami w służbach – w tym Radosława K., podającego się za współpracownika CBA.
Czytaj więcej
Przez nieobecność jednego z oskarżonych, który zakaził się Covid-19, nie ruszył proces w sprawie GetBacku. Poszkodowani obawiają się, że taki scenariusz może się powtarzać.
Na spotkanie do siedziby Getback, w styczniu 2018 r. przyprowadziła go Kinga M.J. (z branży mediów), przedstawiając Radosława K. jako człowieka służb, który „dużo może". To wtedy Konrad K. – według ustaleń prokuratury – miał zlecić parze, żeby zainspirowała służby, by weszły do siedziby Abris, przeszukały ją i na nią skierowały śledztwo. Tak – zdaniem prokuratury – Konrad K. chciał wymusić na Abris pożądane decyzje, lub zrzucić na tę firmę winę za problemy finansowe Getback.