Reklama

Kowalczyk: Stołek dla każdego polityka

Nie rozumiem hejtu, jaki wylał się na głowy posła PiS Marka Suskiego i Henryka Kowalczyka, ministra w premierowskiej kancelarii, którzy cierpliwie tłumaczą nierozgarniętemu ludowi, że transfer szefowej Kancelarii Prezydenta do zarządu PZU to najlepsze, co mogło się przydarzyć tej szacownej i firmie i ojczyźnie w ogóle.

Publikacja: 09.06.2017 14:43

Kowalczyk: Stołek dla każdego polityka

Foto: Archiwum

No bo jakże nie wierzyć posłowi Suskiemu, gdy w RMF FM mówi, że w największym krajowym ubezpieczycielu „do zarządu jest poszukiwana osoba o wysokich kwalifikacjach, która zna program PiS i jest rękojmią, że będzie on realizowany”? Przecież bez tej rękojmi polisy wystawić się nie da.

I jakże nie wierzyć ministrowi Henrykowi Kowalczykowi, gdy przekonuje, że kandydatka „ma wiedzę, ma kwalifikacje, ma umiejętności”?

„Proszę to zrozumieć, że polityk nie ma zakazu pracy” – apeluje minister Kowalczyk.

Rzeczywiście, pozbawienie polityków stołków w państwowych firmach byłoby drastycznym naruszeniem praw człowieka, za co napiętnowałaby Polskę Komisja Europejska, a może nawet Zgromadzenie Ogólne ONZ.

Nie, nie wolno niszczyć marzeń i ambicji tych zacnych postaci poświęcających się dla dobra ojczyzny. Niech każdy polityk rządzącej partii dostanie swoją szansę na sprawdzenie się w biznesie.

Reklama
Reklama

Niestety, mimo niewątpliwych sukcesów repolonizacji,  liczba spółek skarbu państwa, a więc i posad w zarządach, jest ograniczona. Dla wszystkich nie starczy.

Ale jest na to sposób: trzeba wprowadzić rotację zarządów – co roku, albo co sześć miesięcy, a  jeśli trzeba, co miesiąc lub dwa tygodnie. Wtedy każdy polityk dostanie swój zasłużony stołek w państwowym biznesie. A żeby było uczciwie, trzeba stworzyć listę oczekujących na przydział, na wzór list obywateli czekających na mieszkanie w PRL.

Wierzę, że poseł Suski jako szef sejmowej komisji energii i skarbu państwa jest w stanie szybko przygotować taką demokratyzującą państwowy biznes ustawę.

Tyle tytułem satyry. Poważnie mówiąc, to każda taka nominacja utwierdza mnie w przekonaniu, że nie ma innego sposobu na wyrwanie państwowych firm z rąk polityków, jak prywatyzacja. Za Platformy snuto rozliczne pomysły profesjonalnych komitetów nominacyjnych, które będą nieprzenikalną barierą między polityką a spółkami skarbu państwa. Szybko jednak w partyjnym gronie spacyfikowano te plany. Naiwne marzenia obywateli o polityce trzymającej się z dala od firm przerwał (niedoszły na szczęście do skutku) transfer PR-owca Donalda Tuska do zarządu Orlenu.

Tej karuzeli stanowisk, bijącej w efektywność wielkich, średnich i małych państwowych spółek, a w konsekwencji całej gospodarki, nie da się przerwać inaczej, jak uruchamiając na nowo prywatyzację. Niech ona zajmie pięć, a jeśli trzeba 10 lat. Wykluczyć z niej powinniśmy tylko monopole – lokalne i krajowe. Niech zarządzaniem zajmą się przedsiębiorcy, a politycy ograniczą swoje biznesowe ambicje do tworzenia prawa przyjaznego gospodarce.

 

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
warszawa
Utrudnienia na stołecznej linii średnicowej. Wspólne honorowanie biletów KM i ZTM
Kraj
Polska będzie miała nowy rodzaj wojsk. Władysław Kosiniak-Kamysz: Na ich czele stanie płk lek. Mariusz Kiszka
Kraj
Jawne ceny mieszkań w Warszawie. W których dzielnicach zapłacimy najwięcej?
Kraj
Koniec pustych stacji rowerów miejskich? Naukowcy z WAT mają sposób
Reklama
Reklama