Rzeczpospolita: Ustawa o IPN na dniach wejdzie w życie. Zaczyna się pan bać mówić o udziale Polaków w Holokauście?
Georges Mink: Będę mówił o tym jeszcze więcej! Zajmuję się wykorzystaniem pamięci historycznej w walce politycznej i sprawa Holokaustu jest tego bardzo dobrym przykładem. Oczywiście tu rodzi się pytanie semantyczne: „Co to znaczy uczestniczyć?". Ale jest jasne, że w czasie okupacji, korzystając z dehumaniazji Żydów spowodowanej przez doktrynę Hitlera i jej zastosowanie przez nazistów, niektórzy Polacy stracili hamulce, które nie pozwalają na zabijanie innego człowieka. Tym bardziej że w polskiej kulturze pokutował negatywny obraz Żyda, skutek nauczenia katechizmu, a także stereotypu sukcesu gospodarczego pewnych Żydów w na ogół biednym społeczeństwie. Ten ludowy antysemityzm nigdy nie był leczony i dziś jak żółć wychodzi na powierzchnie. Ale z tego się cieszę, bo otwiera się debata, która może okazać się dla Polski prawdziwym katharsis.
Zanim jednak to nastąpi, wyobraża pan sobie, że może pan zostać aresztowany?
To jest możliwe: doszło przecież do rozbrojenia mechanizmów demokratycznej kontroli nad wymiarem sprawiedliwości. Zwiększyło się ryzyko arbitralności w rozwiązywaniu kwestii prawnych. Nigdy mi się nie zdarzyło i nie zdarzy, żeby mieszać Polaków jako całość z pewnymi grupami Polaków, ale jestem spokojny, w przypadku takiej arbitralności Francja przyjdzie mi z pomocą, udostępni dobrych adwokatów, będzie domagać się uwolnienia mnie.
Czy ustawa o ochronie pamięci historycznej w ogóle była Polsce potrzebna?