Wiem – to jest trochę nienormalne... no dobrze: to jest mocno nienormalne, że echa polityczne i medialne imprezy jednego z dziennikarzy brzmią już drugi tydzień. A ja właśnie o tym za chwilę napiszę. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że ta nieco żenująca aferka wybiła jednak problem znacznie poważniejszy niż mogłoby się wydawać: kwestię wzajemnych relacji w życiu publicznym.
Kiedy ukazały się zdjęcia z imprezy, duża część politycznych kibiców z obu stron – bardziej akurat ze strony opozycyjnej, ale w trochę tylko innych okolicznościach mogłoby być odwrotnie – wzburzyła się: jak to, to ci niby moi przedstawiciele najpierw grzmią w Sejmie o tym, że ci drudzy to wrogowie Polski, Targowica, zdrajcy/wrogowie Unii i polexitowcy, zabójcy demokracji – a potem razem piją piwo, wino czy, nie daj Boże, wódkę?!
Czytaj więcej
Poseł PiS Marek Suski, który brał udział w urodzinach dziennikarza Roberta Mazurka, uważa, że Donald Tusk "zezłościł się", że jego na to wydarzenie nie zaprosili, dlatego ukarał partyjnych kolegów.
Potem Donald Tusk, wyczuwając społeczne zapotrzebowanie na konfrontację totalną, postanowił to wykorzystać i przeczołgać ostatecznie Borysa Budkę (który dodatkowo wpadł na mówieniu nieprawdy o swojej obecności na urodzinach). Tomasz Siemoniak natomiast, który na imprezę wpadł podobno tylko na siedem minut, sięgnął po dobre wzorce z lat 50. i odstawił na Facebooku wzruszającą samokrytykę. Gdyby Trocki wzniósł się kiedyś na ten poziom, może nie skończyłby w Meksyku z czekanem w głowie. Tusk zachował się jednak jak człowiek i obu darował życie. W końcu wstawiła się za nimi jego teściowa, a to nie byle co.
Skutek cynicznego manewru Tuska będzie taki, że w miarę jeszcze cywilizowane prywatne relacje między politykami dwóch przeciwnych obozów zostaną ostatecznie zamrożone. Może od posłów PO nie będzie się jeszcze wymagać, żeby kopali posłów PiS po kostkach, a od posłów PiS, żeby pluli posłom PO w twarz na sejmowym korytarzu, ale do jednego stolika, by wypić kawę, już raczej nie usiądą. I to nie jest normalne. To niszczenie pożądanego stanu rzeczy, w którym ludzie z przeciwnych obozów mogą toczyć spór na sali sejmowej, ale mogą też prywatnie ze sobą rozmawiać, może nawet z pewną życzliwością czy wręcz sympatią.