Być może jeszcze dziś Polska zobaczy zarejestrowany przez kamery monitoringu zapis zuchwałej kradzieży. Zadecyduje o tym wrocławska prokuratura, która przejęła śledztwo w sprawie „wrocławskiego Vabanku”, jak okrzyknięto zniknięcie ponad 4,2 mln zł i 375 tys. euro.
W poniedziałek o 8 rano pieniądze z Centrum Obsługi Gotówkowej pobrał mężczyzna przebrany za konwojenta firmy ochroniarskiej Solid Security. Miał je zawieźć do oddziału Raiffeisen Banku. Ale wraz z milionami zapadł się pod ziemię.
– Ustaliliśmy, że sprawców było dwóch, zabezpieczyliśmy taśmy z monitoringu, przesłuchaliśmy pracowników sortowni pieniędzy – mówi „Rz” Małgorzata Klaus, rzecznik wrocławskiej Prokuratury Okręgowej. – Nie ma na razie wniosków o zatrzymanie kogokolwiek.
Prokuratura współpracuje ze specjalnym policyjnym zespołem dochodzeniowo-śledczym, który komendant wojewódzki powołał zaraz po informacji, że pieniądze nie dotarły do banku.
Prokuratura i policja udzielają tylko szczątkowych informacji, nie chcą też komentować ustaleń „Rz”. A z nich wynika, że rysopisy sprawców wciąż są nieznane. Policja nie sporządziła portretu pamięciowego, a taśmy z monitoringu nie dają odpowiedzi na pytanie, jak dokładnie wyglądał fałszywy konwojent.