Były szef MSW z czasu stanu wojennego jest oskarżony o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników podczas pacyfikacji kopalni Wujek w grudniu 1981 r. To Kiszczak wydał tajny szyfrogram, w którym przekazywał swoje uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni dowódcom oddziałów MO.
– Oskarżony pozbawił wykonawców dylematu. Gdyby nie szyfrogram, zomowcy nie odważyliby się strzelać – przekonywał mecenas Maciej Bednarkiewicz, oskarżyciel posiłkowy na wczorajszej rozprawie w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Podkreślał, że gdyby górnicy wiedzieli, iż zomowcy mogą strzelać, forma protestu mogłaby być inna. – Oskarżony wiedział, że nikt w Polsce nie mógł się spodziewać użycia broni przez milicję – twierdził mecenas Bednarkiewicz. – Cały dobór środków protestu byłby inny, gdyby było powiedziane: „pododdziały mogą strzelać”. Jeśli się o tym nie uprzedza a ma się świadomość, że przeciwna strona inaczej ocenia stan prawny, to jest zbrodnia.
82-letni Kiszczak nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Głos zabierze na rozprawie 9 lipca. Potem już tylko wyrok.
Obecny proces jest już trzecim z kolei procesem byłego szefa MSW w tej sprawie. W 1996 r. został uniewinniony, potem – w 2004 r. – skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu.