Drugi temat dnia to wciąż sprawa kapitana SB kapitana Graczyka, który werbował w 1970 roku Lecha Wałęsę. Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk, autorzy książki "SB a Lech Wałęsa" napisali, że Graczyk nie żyje, bo tak im powiedział Sąd Lustracyjny. A sądowi tak powiedzieli urzędnicy MSW, u których kapitana nie było w bazie, jakby nigdy nie istniał. Wojciech Czuchnowski w "Gazecie Wyborczej" demaskuje jednak nie jego kumpli z resortu, którzy chochlowali danymi Graczyka, tylko historyków IPN. "Nie szukali Graczyka, bo nie było im to potrzebne" oskarża. To zupełnie tak, jak z szukaniem przez "Wyborczą" prawdy o współpracy Wałęsy z SB. Też nie jest jej do niczego potrzebna.
"Dziennik" ujawnia inna sensację - agenci CBA którzy rozpracowywali posłankę Sawicką (tę, która chciała kręcić lody na służbie zdrowia i wzięła sutą łapówkę) dostali w nagrodę premie pieniężne. Jak rozumiem, pracownicy "Dziennika" za dobre wykonywanie swojej pracy otrzymują kary finansowe albo są wyrzucani z pracy, dlatego nagrody w innych firmach tak ich szokują.
"Dziennik" i "Fakt" dają niemal bliźniacze tytuły do tekstów o tym, jak Donald Tusk na zamkniętym spotkaniu ze związkowcami straszył ich kryzysem i narzekał na trudne warunki pracy (własnej). "Tusk szczerze jak nigdy" ("Dz") oraz "Tusk do bólu szczery" ("F"). Jak nazwano by za podobną "szczerość" Jarosława Kaczyńskiego? Nie wątpię, że przynajmniej "niszczycielem światów" lub chociaż "pomiotem Gomułki" albo chociaż "pożeraczem związkowców".
"Super Express" donosi, że Polacy zarabiają mniej niż mieszkańcy Zachodu. Jest to wiadomość niemal tak sensacyjna, jak ta ujawniona przez "Dziennik" - że czasem pracownicy niektórych firm dostają nagrody pieniężne.
Radni gminy Szczytniki (Wielkopolska) nie zgodzili się na nadanie lokalnemu gimnazjum imieniem Jana Pawła II. Może ekolodzy maja rację i klimat w Polsce naprawdę się zmienia?