Gdy pojawił się na ekranach telewizorów kilkanaście dni temu, wielu przecierało oczy ze zdumienia, tak jakby byli zaskoczeni, że Marian Krzaklewski jeszcze w ogóle istnieje.
Wrócił po sześciu latach medialnego niebytu. I to w atmosferze sensacji. Były przewodniczący związku zawodowego „Solidarność”, kiedyś zwolennik koronacji Chrystusa na króla Polski, porównujący Brukselę do Moskwy, a Unię Europejską do RWPG, startuje z list PO do Parlamentu Europejskiego.
[srodtytul]Niechciany przez PiS[/srodtytul]
Krzaklewski ujawnił niedawno, że w wyborach prezydenckich głosował na Lecha Kaczyńskiego, a w parlamentarnych na PiS. Dlaczego więc związkowiec i sympatyk Prawa i Sprawiedliwości zdecydował się startować z list takiej partii, jak Platforma Obywatelska? Krzaklewski: – To była jedyna możliwość.
I rzeczywiście, Krzaklewski miał do wyboru: albo zaciągnąć się do PO, albo pozostać związkowym ekspertem. A politycznego postu miał dosyć.