Z tylnego siedzenia do Brukseli

Były szef „S” kiedyś przyrównywał Brukselę do Moskwy, a Unię do RWPG. Dziś Marian Krzaklewski kandyduje z PO do europarlamentu

Aktualizacja: 04.04.2009 03:49 Publikacja: 04.04.2009 03:48

Marian Krzaklewski

Marian Krzaklewski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Gdy pojawił się na ekranach telewizorów kilkanaście dni temu, wielu przecierało oczy ze zdumienia, tak jakby byli zaskoczeni, że Marian Krzaklewski jeszcze w ogóle istnieje.

Wrócił po sześciu latach medialnego niebytu. I to w atmosferze sensacji. Były przewodniczący związku zawodowego „Solidarność”, kiedyś zwolennik koronacji Chrystusa na króla Polski, porównujący Brukselę do Moskwy, a Unię Europejską do RWPG, startuje z list PO do Parlamentu Europejskiego.

[srodtytul]Niechciany przez PiS[/srodtytul]

Krzaklewski ujawnił niedawno, że w wyborach prezydenckich głosował na Lecha Kaczyńskiego, a w parlamentarnych na PiS. Dlaczego więc związkowiec i sympatyk Prawa i Sprawiedliwości zdecydował się startować z list takiej partii, jak Platforma Obywatelska? Krzaklewski: – To była jedyna możliwość.

I rzeczywiście, Krzaklewski miał do wyboru: albo zaciągnąć się do PO, albo pozostać związkowym ekspertem. A politycznego postu miał dosyć.

Jarosław Kaczyński nie chciał go na listach PiS. I był w tej niechęci konsekwentny.

Pierwszą odmowę Krzaklewski otrzymał, gdy chciał startować w wyborach uzupełniających do Senatu. Kolejną podczas ostatniej kampanii parlamentarnej. Podobnie było teraz. – Uznaliśmy, że stanowiłby dla PiS zbyt duże obciążenie – tłumaczy Adam Bielan, rzecznik partii.

Ale kluczowa była osobista niechęć prezesa PiS, datująca się z czasów tworzenia przez Krzaklewskiego Akcji Wyborczej Solidarność. Wówczas na tyle zirytował on Kaczyńskiego, że choć jego partia (PC) znalazła się w AWS, sam startował z list ugrupowania Jana Olszewskiego.

Wersję o zadawnionych urazach potwierdza Krzaklewski: – Kaczyński powoływał się ponoć na jakieś, w jego opinii nieprzyjemne, wspomnienia z początków AWS.

[srodtytul]Wzburzeni związkowcy[/srodtytul]

Tratwą umożliwiającą byłemu przewodniczącemu „Solidarności” powrót do polityki mogła być więc jedynie PO. I Krzaklewski, znany z ambicji, z tej tratwy skorzystał.

Związkowcy, szczególnie z Podkarpacia, są wzburzeni. Jacek Smagowicz, najdłuższy stażem członek komisji krajowej „S”: – Chciałbym mu zadać jedno pytanie: Dlaczego się na to zdecydował?

I choć do Krzaklewskiego ma przyjazny stosunek, mówi: – Mam do niego żal, przecież będąc związkowcem i posłem partii rządzącej, znajdzie się w dziwacznym rozkroku.

Równie zaskoczony jest przewodniczący „S” Janusz Śniadek: – Jego decyzja nie jest dobra dla związku, dezorientuje ludzi.

I nie dość, że ją podjął, to jeszcze nie uprzedził o niej kolegów z „S”. – Dowiedzieliśmy się z telewizji – żali się Smagowicz. Krzaklewski się broni: – Na start w dużej mierze zdecydowałem się po zasięgnięciu opinii szefa największego regionu „S” Piotra Dudy ze Śląska. Będąc w PE, można skuteczniej niż w innych ciałach Unii przeprowadzić sprawy priorytetowe dla NSZZ „S”.

[srodtytul]Mówili o nim superpremier[/srodtytul]

W decydujących momentach życia Krzaklewski lubi zaskakiwać. Do wielkiej polityki na początku 1991 roku wkroczył w atmosferze sensacji. Niespodziewanie dla obserwatorów wygrał wybory na przewodniczącego „S”. A o schedę po Lechu Wałęsie walczyły takie tuzy, jak Lech Kaczyński i Bogdan Borusewicz. Zwycięzcą okazał się mało znany inżynier informatyk ze Śląska. Miał 40 lat. W ostatecznej rozgrywce poparł go Władysław Frasyniuk.

Bardziej wtajemniczeni w związkowe knucie nie byli jednak zdziwieni. Dostrzegli talent Mariana w pozyskiwaniu głosów, w tworzeniu przyjaznych sobie układów. Swój talent wykorzystał później, a na wyżyny podniósł, gdy tworzył AWS.

Udało mu się wówczas to, czego przez pierwsze lata transformacji nikt nie osiągnął. Połączył ponad 20 politycznych podmiotów, skłóconych prawicowych partyjek i ugrupowań, w jedną zwycięską formację. Preludium sukcesu była walka o odrzucenie w referendum konstytucji i pozyskanie przychylności dyrektora Radia Maryja Tadeusza Rydzyka.

I tak jesienią 1997 roku Krzaklewski został szefem największego, bo 200-osobowego klubu w parlamencie, liderem AWS, przewodniczącym „S”. Uczynił premierem swojego człowieka, Jerzego Buzka. A dziennikarze okrzyknęli go superpremierem. Miał właściwie wszystko. Pracowicie tworzył algorytmy, by określić słynne i później ośmieszane parytety między skłóconymi podmiotami Akcji. Dzisiaj z tych parytetów tłumaczy się tak: – Obliczenie parytetów w AWS umożliwiło podejmowanie decyzji w głosowaniach w koalicji liczącej niemal 20 podmiotów. Musiałem napisać program komputerowy – można powiedzieć, że był to rodzaj „innowacji politycznej”.

Związkowcy oceniali jednak, że wiedział, jak zbudować samochód, ale nie potrafił nim jeździć.

[srodtytul]Zostać prezydentem[/srodtytul]

Nie został premierem. Próbował godzić zwaśnionych działaczy, bo chciał jeszcze więcej. Jak mówią związani z nim politycy, miał idée fixe na punkcie prezydentury. – Myślał, że uda mu się powtórzyć drogę Aleksandra Kwaśniewskiego – zostać prezydentem z pozycji politycznego lidera, a nie premiera – ocenia Piotr Żak, wtedy jeden z jego najbliższych współpracowników.

Przegrana w wyborach prezydenckich w 2002 roku, i to nie tylko z Kwaśniewskim, ale i Andrzejem Olechowskim, stała się początkiem upadku wielkiego Mariana.

Teraz ocenia, że zarówno kierowanie rządem z tylnego siedzenia, jak i być może start w wyborach prezydenckich były błędem. – Zostanie premierem byłoby korzystniejsze dla mnie osobiście, także z perspektywy wyborów prezydenckich, ale niekorzystne dla NSZZ „S” – mówi. A wybory prezydenckie komentuje tak: – Po cichu liczyliśmy na II turę, ale start Olechowskiego – było nie było, współpracownika służb PRL – odebrał głosy centroprawicy. Do tej pory nie wiem, kto inspirował start Olechowskiego.

Zwierzył się kiedyś Piotrowi Najsztubowi, że jego najkoszmarniejsze sny dotyczą właśnie wyborów prezydenckich.

Ale potem było już tylko gorzej. AWS nie wszedł do Sejmu w 2001 roku. Gdyby startował jako jednolita partia, o co zabiegał Krzaklewski, udałoby się przekroczyć 5-procentowy próg. Rok później lider AWS przegrał też wybory na przewodniczącego „S” – po niemal 12 latach kierowania związkiem. Działacze mówili wtedy: „każdy, byle nie Marian”.

Dość przyjaźni mu politycy komentowali: „Ci, którzy najbardziej lizali mu buty, kiedy był u władzy, teraz najgorliwiej go opluwają”.

[srodtytul]Rachunek sumienia[/srodtytul]

Tak dotkliwy upadek z samego szczytu to rzadkość. Krzaklewski go przeżył. Dostał związkowy etat eksperta. Był specjalistą ds. dialogu społecznego i zajmował się międzynarodowymi kontaktami związku. – Ma w siedzibie „S” dwa pokoje z piękną specjalistką ds. dialogu – opowiada Smagowicz. – Potraktowałem Mariana tak, jak bym chciał, by mnie potraktowano – mówi Śniadek.

Donald Tusk, kiedy rekomendował kandydaturę Krzaklewskiego na posiedzeniu zarządu PO, przekonywał, że były szef „S” się zmienił.

Krzaklewski jest w Komisji Trójstronnej. Gdy Polska weszła do UE, został delegatem „S” do Komitetu Ekonomiczno-Społecznego przy PE jako jeden z 21 Polaków. Nie pełni w nim żadnej kierowniczej funkcji, a komitet jest jedynie organem opiniującym. Jednak recenzje, jakie zbiera z tej pracy, są bardzo pozytywne. Wypowiadają je nawet ci, którzy byli kiedyś jego zagorzałymi przeciwnikami.

– Bardzo się rozwinął w ostatnich latach – twierdzi Kazimierz Grajcarek, członek Komisji Krajowej. – Uzyskał w Brukseli bardzo dobrą opinię, nie ma żadnych powodów do podważania jego osiągnięć – mówi Teresa Kamińska, szefowa zespołu doradców premiera Buzka, a później dyrektorka jego brukselskiego biura. Krzaklewski zna teraz nieźle angielski, posługuje się francuskim i włoskim. Bywa w Brukseli kilka razy w miesiącu.

– Gdy dowiedziałem się, że będzie startował do europarlamentu, pierwsza myśl, jaka przyszła mi go głowy: on przygotowywał się do tego od kilku lat – opowiada Andrzej Malinowski, szef Konfederacji Pracodawców Prywatnych i członek brukselskiego komitetu.

Polscy europarlamentarzyści, którzy spotykają go w Brukseli, jak Ryszard Czarnecki, twierdzą, że Krzaklewski nie ma w sobie dawnej buty: – Sprawia wrażenie człowieka trochę zagubionego, stara się być bardzo kontaktowy.

Może jednak okazać się, że to nie PO wykorzysta Krzaklewskiego, ale on ją. I że rację miał Wałęsa, krytykując Tuska za tę decyzję i wypowiadając dość dziwne zdanie: „Wygracie wybory, ale przegracie Rzym”.

Gdy pojawił się na ekranach telewizorów kilkanaście dni temu, wielu przecierało oczy ze zdumienia, tak jakby byli zaskoczeni, że Marian Krzaklewski jeszcze w ogóle istnieje.

Wrócił po sześciu latach medialnego niebytu. I to w atmosferze sensacji. Były przewodniczący związku zawodowego „Solidarność”, kiedyś zwolennik koronacji Chrystusa na króla Polski, porównujący Brukselę do Moskwy, a Unię Europejską do RWPG, startuje z list PO do Parlamentu Europejskiego.

Pozostało 94% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo