Wykluczone. "Lech Wałęsa jest niewolnikiem. Niewolnikiem swego otoczenia, marionetką w jego rękach. Stanowiący zaplecze byłego prezydenta Instytut Lecha Wałęsy zajmuje się głównie tym, jak zarobić na wypożyczaniu szefa, nawet kosztem jego kompromitacji. Ważne jest aby wyrwać tłuste honorarium..."
No i wszystko jasne. Problem w tym, że początkowo to Pan prezydent mówił, że musi wystąpić na zjeździe Libertas, bo nie stać go na buty. Gdy media ujawniły, że w ubiegłym roku prezydent zarobił ok miliona złotych (to chyba wystarczy nawet na lakierki), litość niewzruszonych obrońców legendy odrobinę osłabła. Doniesienia "Newsweeka" dają jednak nadzieję tym, którzy wciąż chcą wierzyć w to, że Lech Wałęsa jest, był i będzie bohaterem bez skazy. Bo przecież nikt nie śmie spytać: czy pan prezydent jest niewolnikiem pieniędzy?
Inne wyjaśnienie problemu byłego prezydenta podaje dziś "Dziennik". I nie chodzi mi o informację, że 4 czerwca Lech Wałęsa spędzi w Gdańsku u boku... Ganleya.
"Dz" pyta posła Jarosława Wałęsę jak przyjął decyzję ojca o występach na konwencjach Libertas. - Z pewnym zdziwieniem - odpowiada syn noblisty. Ale od razu dodaje: - Potrzebowałem wyjaśnień mojego ojca. I jak mi ich udzielił to sam zrozumiałem, że on rzeczywiście musi tak postępować.
Poseł Wałęsa zrozumiał. Ja wciąż nie mogę tego pojąć. Może to sprawa genetyczna? Wałęsę może zrozumieć tylko Wałęsa?