Teraz na sąsiedniej ulicy otwarte są dwa sklepy. Pod każdym pełno ludzi. Co chwilę ktoś tłumaczy, że potrzebuje trochę kasy. Na piwo albo prom kosmiczny. Wchodzę do większego sklepu. Za ladą cztery panie w białych fartuchach. Przed nimi butelka taniej nalewki i dwaj długowłosi chłopcy, którzy skrzętnie liczą dziesięcio- i dwudziestogroszówki.
– Jest festiwal, więc interes się kręci. Nie tylko tacy tutaj przychodzą. Czasem to i finlandię sprzedajemy – tłumaczy szeptem jedna z pań.
[ramka]
[i]Nikt się nie buntuje
Każdy pracuje
Ogląda telewizję
Bo to przecież jest
Jest jak jest, jest jak jest[/i]
Prowokacja, „Jest jak jest”[/ramka]
Karol ma 40 lat, wytatuowane ramiona i czub na głowie. Ubrany jest w czarną koszulkę grupy Babayaga Ojo. – To nasza kapela. W latach 80. graliśmy w Jarocinie. Istniejemy do dzisiaj – wyjaśnia. Na festiwal przyjechał z 11-letnim synem. Chłopiec wygląda trochę jak jego pomniejszona kopia. Też ma czarną koszulkę – tyle że nie Babayagi, lecz zespołu Włochaty – oraz irokeza. – Ale to tylko na festiwal, bo w szkole bym tak chodzić nie mógł – zastrzega.
Karol jest w Jarocinie trochę z sentymentu, a trochę po to, żeby spotkać starych kumpli. Nie kryje jednak rozczarowania. – Wczoraj musiałem stanąć w kolejce po żeton, a potem w jeszcze jednej kolejce, żeby ten żeton zamienić na piwo. To już wolałem, jak 25 lat temu w całej okolicy obowiązywała prohibicja, a my staraliśmy się dotrzeć na jakąś metę i kupić coś do wypicia – opowiada.
O festiwalu z 1984 r. mówi, że był wyjątkowy. – Ale nie tylko ze względu na muzykę. Tutaj byli świetni ludzie, a na zewnątrz świat – szary i brzydki. A teraz? Nawet tutaj wszystko jest podane na tacy. Ten festiwal to właściwie kolejny festyn – macha ręką.
– Ale przecież ty też się zmieniłeś. Coś tam w życiu chyba robisz? – dopytuję.
– No tak... Nawet nasza Babayaga o tym śpiewa. Johnny Rotten mówił: „No Future”, że nie ma przyszłości. Ale gdy człowiek się starzeje, zakłada rodzinę, trudno mu tak myśleć. Prowadzę firmę, duże maszyny budowlane... „destroy”. Coś więc z tego wszystkiego zostało...
[ramka][i]Rusza pierwszy oddział ślepych
Karły, kundle dobrze jest
Naprzód, ognia, zabić, zgnieść
Dobrze jest, dobrze jest[/i]
Siekiera, „Fala”[/ramka]
– Słyszeliście to? – Igor (ok. 30 lat) gramoli się przez płot oddzielający dziki parking od drogi, która prowadzi pod małą scenę. – Gra już chyba ósmy zespół, a jeden od drugiego trudno odróżnić. Jakaś kobieta śpiewa, klawisze... Spod sceny dobiega głos prowadzącego. Pada nazwa grupy i numer, pod który należy wysłać esemesa. W ten sposób publiczność może wybrać swojego faworyta. – O pogo zapomnij. Wszyscy grzecznie się kołyszą. Komercja – macha ręką Igor.
– A mnie się tu podoba. – Sebastian (32 lata) odgarnia długie włosy. – Był świetny Acid Drinkers, KNŻ się reaktywował, Armia nie zapomina o utworach Siekiery. Jest czego posłuchać – podkreśla. – Jarocin to nigdy nie był festiwal typowo punkowy. Stawiał na różnorodność. Lepsza atmosfera jest pewnie na Woodstocku, ale przecież Jarocin to legenda.
Irytuje go tylko jedno. – Nazjeżdżało się mnóstwo dzieciaków. Popatrz tylko na ich głowy. Podgolili się, a skóra biała. Widać, że maszynkę złapali kilka dni temu, nawet się opalić nie zdążyli – śmieje się.
Kamil i Mateusz przyjechali z Nysy. Pierwszy ma 18 lat, drugi 14. Kamil ubrany jest w poszarpane spodnie w paski, glany i koszulkę z napisem „No Future”. Mateusz ma na głowie ogromnego irokeza, a w dolnej wardze ćwieka.
– To specjalnie na festiwal? A może po szkole też tak chodzisz? – dopytuję.
– On nie chodzi do szkoły. Nie chce mu się – odpowiada za kolegę Kamil.
[ramka][i]Moje myśli, moje czyny legły
w gruzach
Nie potrzeba bohatera – świat się zmienia
Więc umrzyj dla świata, by narodzić się na nowo
Bez defektów[/i]
Moskwa, „Samobójstwa”[/ramka]
Rynek w Jarocinie, na ławkach mieszkańcy. – Kiedyś to się gonili, a teraz patrz pan. Spokój. Nie biją się, nie wrzeszczą, czasem tylko butelka jakaś się potoczy. A my mamy na co popatrzeć – śmieje się pan Wiktor.
– Dla handlowców to okazja, by zarobić. Festiwal nigdy nie był tu utrapieniem – podkreśla burmistrz Adam Pawlicki. Ma 44 lata. – Czy się zmienił? Pewnie tak. Ale każda impreza miała wspólną cechę – zawsze była tu dobra, świeża muzyka – ocenia.
– Młodzi potrzebują buntu. Ale bunt sprzed lat i bunt obecny to dwa różne światy. W latach 80. bunt był dużo mniej uładzony, a nawet niebezpieczny. Stawiał poza nawiasem oficjalnie uznanej kultury. Dziś bunt się skomercjalizował. Stał się elementem kultury. Bycie na „offie” jest modne – twierdzi dr Norbert Maliszewski, psycholog społeczny.
[i]Cytaty z piosenek z festiwalu w 1984 r.[/i]
[ramka][b]Tegoroczni wygrani[/b]
Konkurs młodych zespołów wygrała warszawska grupa Rotofobia, która wykonuje muzykę zaliczaną do nurtu indie rock. Nagrodę publiczności otrzymał punk-rockowy zespół Holden Avenue z Wrocławia. Jurorzy wyróżnili także Plug & Play z Lublina, The Washing Machine z Łodzi oraz Wilson Square z Warszawy.
[i]—zal[/i][/ramka]