– Wygląda na to, że sprawa jest poważna. Władze obiektu w Smoleńsku konsultują się z rosyjskim MSZ – poinformował w piątek po południu Paweł Koć, radca polskiej ambasady w Moskwie.
Do incydentu doszło w piątek ok. 11.30 (polskiego czasu). Przy lotnisku pod Smoleńskiem żołnierze zatrzymali dziennikarkę TVP Arletę Bojke, Przemysława Marca z Radia RMF, reportera TVN 24 Marka Osiecimskiego i dwóch operatorów. Ok. godz. 18.30 zostali zwolnieni.
– Otrzymaliśmy informację, że nie grożą nam żadne konsekwencje – mówi „Rz” Bojke. I opowiada: – Wrak leży za drutem kolczastym. Chcieliśmy zobaczyć, czy trwają przy nim prace związane z zadaszeniem. Wojskowi zatrzymali nas, kiedy podchodziliśmy do ogrodzenia.
Osiecimski w TVN 24 mówił, że on i operator nie doszli nawet do miejsca, które było „wyraźnie odgrodzone drutem kolczastym”. Twierdził, że poza terenem lotniska podeszli do dwóch wojskowych i zapytali, jak można sfilmować wrak. Ci zabrali ich do przełożonego, który miał udzielić odpowiedzi. Zamiast tego zostali zatrzymani.
Wojskowi zarzucili dziennikarzom, że weszli na teren jednostki wojskowej, gdzie wstęp jest wzbroniony. Potem zabrali ich do budynku jednostki. Tam przez godzinę czekali na dowódcę, po czym przewieźli ich do sztabu lotniska, by złożyli wyjaśnienia. – Powiedzieliśmy: skąd mogliśmy wiedzieć, że jest to teren wojskowy? Tam nie ma żadnego znaku, że wejście jest zabronione. Przez ogrodzenie nie przechodziliśmy, nawet nie próbowaliśmy – podkreśla Bojke. Dziennikarze zostali także przesłuchani przez milicję. – Milicjant wysłuchał naszych wyjaśnień i nieoficjalnie powiedział, że nas wypuszczą i nic nie powinno nam grozić – mówiła Bojke ok. godz. 17.