Z publikacji wynika, że SB pozyskała go w styczniu 1982 r., gdy był dziennikarzem pisma „Zorza”. – Chodziło o dostarczanie informacji o środowisku dziennikarzy i o tym, co dzieje się w redakcjach związanych z PAX, w których TW „Bereta” wtedy pracował – wyjaśnia „Rz” dr Wicenty. W „Biuletynie” zaznaczył, że zachowała się teczka pracy Fijora i jego własnoręczne zobowiązanie do współpracy.
[wyimek]To próba zastraszenia innych badaczy IPN - Rafał Rogalski obrońca historyka[/wyimek]
Po spotkaniach z „Beretą” esbek sporządzał raporty. Opisywał to, co przekazał mu tajny współpracownik – wynika z artykułu. – „Bereta” przekazywał m.in. informacje wskazujące na stan psychiczny konkretnych dziennikarzy. O jednym z nich oficer SB – po rozmowie z TW – napisał, że „chodzi sfrustrowany”. To furtka, przez którą SB mogła później werbować tego człowieka lub wywierać na niego nacisk – uważa dr Wicenty.
„Bereta” nie był zbyt cenny i SB dość szybko z niego zrezygnowała. – Uznano, że TW odnosi więcej korzyści niż Służba Bezpieczeństwa – zaznacza historyk. I dodaje, że chodziło m.in. o ułatwienie przejścia do nowej redakcji i wyjazdów zagranicznych oraz o paszport.
Jan Fijor poczuł się zniesławiony artykułem. Skierował do sądu prywatny akt oskarżenia. Napisał w nim, że Wicenty „złośliwie” pomówił go o takie postępowanie, co poniżyło go w opinii publicznej i naraziło na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu dziennikarza. Fijor uważa, że artykuł był „zemstą polityczną” i „odwetem” za jego książkę „Jak zostałem milionerem” i „przywiązanie do wartości liberalnych w gospodarce” – wynika z aktu oskarżenia. Twierdzi w nim, że historyk nie miał dostępu do jego teczki i wytyka, że się z nim nie skontaktował.
– Nie podpisałem żadnego zobowiązania do współpracy. Napisałem, że posiadam pseudonim Bereta, a nie że go przyjmuję. Od 1977 r. posługuję się pseudonimami Jan Bereta i Anna Bereta – mówi „Rz” Fijor. Uważa, że nie było żadnego powodu, by IPN go lustrował.