Większość sprawców przemocy wobec zwierząt nie ponosi żadnej kary, bo śledczy albo umarzają sprawy, albo w ogóle odmawiają wszczęcia postępowania – wynika z analizy, jaką przeprowadziła Prokuratura Generalna na polecenie swojego szefa Andrzeja Seremeta.
– Kary bezwzględnego pozbawienia wolności zapadały w nielicznych przypadkach – przyznaje Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratora generalnego.
Sekatorem i żyletką
W grudniu 2010 r. trzej młodzi ludzie z Lipnicy Małej pod Nowym Targiem po zakrapianej alkoholem imprezie przywiązali linką sukę rasy syberian husky do samochodu. Ciągnęli ją za autem, aż odpadła jej głowa. W lutym pod Tarnowem właściciel i jego kompan wykastrowali żyletką kundelka, okaleczone zwierzę przeżyło. Ciężko ranną potrąconą przez pociąg sukę rasy amstaff właściciel przywiązał pod wiaduktem w Koninie i zostawił. Pijany 21-latek ze wsi pod Janowem Lubelskim podczas awantury domowej wyszedł na podwórko i sekatorem uciął kotu głowę. W serwisie YouTube 15-latek niedawno zamieścił film, na którym jego kilkuletni brat znęca się nad kotem.
To tylko kilka przykładów.
Mało oskarżonych
Za znęcanie się nad zwierzętami grozi do roku więzienia. Jeśli jest ze szczególnym okrucieństwem – do dwóch lat.