Kraśko cztery lata temu towarzyszył byłemu prezydentowi USA George'owi Bushowi w kilkudniowej podróży po Europie.
„Podróżowaliśmy z amerykańskimi dziennikarzami z korpusu prasowego Białego Domu razem z prezydentem Bushem. To było kilka samolotów. W taką wizytę zaangażowanych jest kilkudziesięciu jeśli nie kilkuset Amerykanów. Część z nich jest w tym miejscu o wiele wcześniej. Secret Service jest teraz z Barackiem Obamą we Francji, ale część z nich jest już w Polsce, część jeszcze została prawdopodobnie w Wielkiej Brytanii, a może nawet w Irlandii. To jest nieprawdopodobna machina, planowana od wielu miesięcy - opowiada Kraśko.
W czasie wizyt prezydenta nie ma miejsca na spontaniczność. Większość wydarzeń jest dokładnie zaplanowana, choć zdarzają się niespodzianki. - Dla George'a Busha zjawiskowym był pobyt w Albanii. Wizerunek Amerykanów był już wtedy mocno nadszarpnięty wojną w Iraku. Kiedy jechaliśmy autobusem przez Niemcy, to witały nas transparenty „złodzieje, mordercy z Iraku". Tymczasem w Albanii panowała euforia. Starsze kobiety głaskały prezydenta po głowie i całowały go po rękach. Jemu tak się to spodobało, że jak mówił generał De Gaulle, wykąpał się w morzu ludzkim. Podszedł do ludzi, ściskał się z nimi. Zostały złamane wszystkie zasady bezpieczeństwa. Młode dziewczyny wychodziły zza szpaleru, obejmowały go, robiły sobie z nim zdjęcia. On był zachwycony, bo wreszcie czuł się kochanym przywódcą - opowiada Kraśko.
Dziennikarz przyznaje, że nawet dziennikarze podróżujący z prezydentem mają do niego bardzo ograniczony dostęp. Większość leci innym samolotem niż prezydent. - Na pokładzie Air Force One były tylko cztery miejsca dla dziennikarzy. Pozostali podróżowali innym, wynajętym przez Biały Dom. Na pokładzie Air Force One podróżowali dziennikarze CBS, ABC, NBC, CNN czy Reutersa, ale nawet oni mieli bardzo trudny dostęp do swojego prezydenta. To wszystko musiało być wcześniej umówione. Nie było przypadków, by móc przespacerować się na górny pokład, na którym on akurat był - opowiada dziennikarz.