(pisownia oryginalna)
Szanowny Panie Prezesie, piszę do Pana, ponieważ to nikt inny, tylko Pan na antenie radia TOK FM 15 marca br. mówił, że nie do przyjęcia byłoby to, gdybym za przeprowadzoną prowokację tylko ja miał ponieść konsekwencje. W tej samej rozmowie zapowiadał Pan, że czeka Pan na wyniki wewnętrznej kontroli, co do procedur przy podejmowaniu decyzji w sprawie podpisania ze mną umowy i stworzenia programu publicystycznego, zaznaczał Pan też, że to „kompromitacja kilku urzędników", że doszło do takiej sytuacji w Telewizji Polskiej. Wtedy miałem nadzieję, że coś się zmieni na Woronicza, że warto było się narażać organom prawa, bo zostało ujawnione coś, o czym wcześniej tylko cicho szeptano. Myślałem Panie Prezesie, i wielu dziennikarzy na Woronicza również, że w końcu zakończy się „era pełnej polityzacji" w Telewizji Polskiej, a jeśli nie do końca zostanie wyeliminowana zależność polityczna w telewizji to, że przynajmniej negatywni bohaterowie tej prowokacji, określanej przez media „aferą Mitera", zostaną w imię przyzwoitości „wycięci w pień" i wydaleni z Telewizji Polskiej raz na zawsze.
Swoją prowokacją pokazałem pełen serwilizm szefów Telewizji Polskiej i to, jak nadskakują obecnej władzy i Prezydentowi. Pokazałem, jak brutalnie i z perfidnością, co do forsowania korzyści dla siebie i swojej kliki negocjuje się umowy, jak prosi się o przekazywanie sugestii Prezydentowi, by tylko dostać jedno miejsce więcej w nowej Radzie Nadzorczej TVP. Pokazałem, jak trwonione są pieniądze tych, co jeszcze sumiennie płacą abonament na samochody z kierowcą dla kogoś z rzekomymi plecami w Kancelarii Prezydenta. Ujawniłem z jaką łatwością telewizyjni notable są w stanie zgodzić się na prawie 40 tysięczną pensję dla kogoś z politycznym poparciem. To Pan Marian Kubalica, członek Stowarzyszenia Ordynacka, który nie kryje swej znajomości z Włodzimierzem Czarzastym odpowiadał za prowadzenie mnie po telewizyjnych korytarzach. To Marian Kubalica prosił mnie o to, by Prezydent Bronisław Komorowski wpłynął swoją mocą na Pańskiego kolegę Jana Dworaka przewodniczącego KRRiT, by ten zgodził się, aby lewica i ludzie związani z Ordynacką dostali w nowej radzie nie dwa, a trzy miejsca. To Marian Kubalica zapewniał mnie, że Bogusław Piwowar, wtedy już p.o. Prezesa TVP, a teraz Pana kolega z ław telewizyjnego zarządu wie o sprawie mojego programu. To Marian Kubalica poinformował Andrzeja Jeziorka Dyrektora Telewizyjnej Agencji Producenckiej o tym, że trzeba ze mną, rzekomym protegowanym Prezydenta podpisać intratną umowę. To Marian Kubalica organizował mi spotkania na Woronicza, uśmiechając się coraz szerzej, kiedy dostał maila, że Prezydent rozważy jego prośbę, co do przydziału miejsc w radzie TVP.
I co się stało Panie Prezesie z Pańskimi zapowiedziami? Oto kilka dni temu dowiadujemy się z „Rzeczpospolitej", że zarząd TVP zapoznał się z wynikami audytu przeprowadzonego w spółce po ujawnionej w marcu „aferze Mitera". Nie podjęto jednak żadnych decyzji w związku ze sprawą, a co gorsza raport z kontroli został w pełni utajniony. Kolejna informacja, również publikowana na łamach „Rzeczpospolitej" jest taka, że Marian Kubalica jednak w TVP zostaje, co szokujące dostaje intratne stanowisko wicedyrektora TVP Sport. Co się dzieje na Woronicza Panie Prezesie, chciałoby się zapytać. Wierzyłem w Pana osobę, i to, że będąc nowym Prezesem Telewizji Polskiej poprowadzi Pan ją w innym kierunku. Kierunku niezależności i przyzwoitych standardów. Dziś już na dobre podpisuje się Pan swoim nazwiskiem i opinią pod rekomendacją osób, które przecież według wielu Pańskich przyjaciół i współpracowników uchodzą za kwintesencję nieprawidłowości, jakie zachodziły i śmiem dziś to stwierdzić – zachodzić dalej będą na statku, którym teraz Pan kieruje. Jak bardzo szanuje Pan swoich pracowników, którzy apelowali do Pana, już jako Prezesa TVP o pełne wyjaśnienie tej sprawy. Trzymali zapewne Pana za słowo, i ja również, kiedy w przywołanej na początku tego listu rozmowie radiowej, dawał Pan do zrozumienia, że konsekwencję poniosą też ci, którzy w strukturze TVP byli odpowiedzialni za to, że w ogóle na Woronicza się pojawiłem.
„Kompromitacja kilku urzędników" – to Pańskie słowa. I pomyśleć, że teraz Pan z tymi skompromitowanymi tworzy dalej naszą telewizję publiczną. Może z nieskromnością powinienem Pana namawiać do tego, by wykrzesił Pan z siebie choć połowę odwagi, tej którą sam miałem, kiedy ową prowokację prowadziłem. Ma Pan łatwiej.