To już jest koniec, nie ma już nic. Jesteśmy wolni, możemy iść" – ten fragment jednej z piosenek Elektrycznych Gitar doskonale pasuje do sytuacji, w jakiej znalazł się Mirosław Drzewiecki, były minister sportu w rządzie PO. W atmosferze podejrzeń o niejasne powiązania z branżą hazardową, a ostatnio także o rzekome związki z gangsterami i zażywanie narkotyków – o których mówił były szef CBA Mariusz Kamiński – Drzewiecki wycofał się z polityki. Po 20 latach obecności w niej jeden z najbliższych ludzi premiera Donalda Tuska postanowił wrócić tam, gdzie odnosił największe sukcesy – do biznesu.
– Jest człowiekiem samodzielnym, niezależnym finansowo – podkreśla Waldy Dzikowski, poseł Platformy. – Może się teraz realizować w wielu dziedzinach. Polityka nie jest dla niego narkotykiem, może bez niej żyć – podkreśla jego partyjny kolega, który uważa temat powrotu Drzewieckiego do polityki za zamknięty. – Taką decyzję podjął sam poseł – zaznacza.
Iwona Śledzińska-Katarasińska dodaje: – Po tym wrzasku wokół niego nie ma atmosfery, w której człowiekowi chce się startować w wyborach. Ale nie ma zamiaru rezygnować z członkostwa w PO.
– Mirek Drzewiecki nie jest uzależniony od uposażenia poselskiego i zna się na wielu rzeczach. W odróżnieniu od wielu innych, którzy walczą o miejsce w polityce, bo niewiele więcej potrafią robić – mówi z kolei poseł Rafał Grupiński z PO.