Tymczasem wewnątrzpartyjne rozliczenia nabierają tempa niezależnie czy partia wygrała czy przegrała, czy, to chyba przypadek PiS, jeszcze nie wie jak z nią jest.
— Niech Grzegorz Napieralski wyjaśni, jak i na kogo wydawał w kampanii pieniądze zarobione na sprzedaży siedziby partii, domagają się działacze Sojuszu z Warszawy — pisze „Gazeta Wyborcza" w tekście „Gdzie się podziało 35 mln zł za siedzibę SLD". — Forsowana przez Napieralskiego sprzedaż warszawskiej centrali SLD przy ulicy Rozbrat miała dać lewicy drugi oddech. Planowano, że po wyborach partia stanie się „trzecią siłą" w państwie z ekstra milionami na partyjnym koncie i siedzibą przeniesioną do prestiżowego biurowca w centrum, który oddawałby młodość i wigor lidera.
I Co? — Pieniądze z transakcji miały znacząco zasilić kampanijne konta. Dużo obiecywali sobie odpowiedzialni za kampanię w Warszawie, gdzie była najdroższa. Ale usłyszeli, że nie mogą liczyć na wiele.
— Dostaliśmy 40 tys. zł od centrali — informuje Sebastian Wierzbicki, szef partii w stolicy. Starczyło, żeby Ryszard Kalisz przejechał się przydzielonym przez centralę piętrowym autobusem.
A co się dzieje jest w PJN? „Rzeczpospolita" donosi: — Ugrupowanie, które zdobyło 2,2 proc. głosów w wyborach, chce nadal walczyć o władzę. Dr Wojciech Jabłoński, politolog z UW, wróży im jednak: — Ci politycy raczej przyjmą miejsca na listach innych partii („PJN: ostro do przodu po zwycięstwo").