Ale femibiznes też się powoli rozkręca. Feministyczny portal Furia zachęca na swoich stronach do kupowania – podczas Manif i parad feministycznych – gadżetów i książek (publikacje są również rozprowadzane przez sklep internetowy Ultra-Fiolet). Ostatnio głośno też było o pokaźnych dotacjach, jakie otrzymywała Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, kierowana przez Wandę Nowicką od koncernu farmaceutycznego produkującego środki antykoncepcyjne oraz firmy produkującej przyrządy służące do wykonywania aborcji. Federacja w latach 2004–2009 dostała od obu firm łącznie 280 tys. zł.
Sfrustrowany radykalizm
Mimo poważnego wsparcia medialnego i politycznego działaczki feministyczne mają poczucie klęski. Upust swojej frustracji dają jednak głównie we własnym gronie.
– Tyle lat się spotykamy, gadamy i nic się nie dzieje. Nie ma momentu przekroczenia masy krytycznej. Jest potężna blokada polityczna i społeczna – stwierdziła niedawno Katarzyna Bratkowska, feministka, współautorka (razem z Kazimierą Szczuką) „Dużej książki o aborcji”, podczas feminarium poświęconego m.in. tejże publikacji.
Frustracja prowadzi do coraz większej radykalizacji i coraz mniej wyrafinowanych akcji typu Dni Cipki, gdzie wśród atrakcji była m.in. interaktywna instalacja „A ty jak na nią mówisz?”, filmy „Monologi waginy” oraz „Łechtaczka – piękna nieznajoma” czy warsztaty waginalne. Jedną z atrakcji innej akcji pod hasłem „I Love My Vagina” było fotografowanie narządów rozrodczych przybyłych kobiet. Feministki wydają też kontrowersyjne książki, jak choćby „Wielka księga cipek” czy wspomniany poradnik o aborcji dla nastolatek.
Święto Cipki feministki zorganizowały po raz pierwszy w kwietniu 2010 r. w Warszawie. Poprzedziła je inna akcja. Wcześniej – w marcu – feministki z Porozumienia Kobiet 8 Marca zorganizowały w Zachęcie warsztaty genderowe dla dzieci w wieku od czterech do sześciu lat pod hasłem „Zaprzyjaźniłam/em się z Ono”. Maluchy dowiedziały się na nich, że skoro ich ukochany pluszak jest bezpłciowy, to płeć nie ma znaczenia.
Organizatorki tego typu akcji zdają się zupełnie nie zauważać, że postrzeganie świata wyłącznie przez pryzmat płciowości prowadzi do tego typu groteskowych działań. Wręcz przeciwnie, lubią podkreślać, że „chcą zmienić podejście do seksualności” czy „wyzwolić z jarzma tradycji i religii”.
– Kobiety nie palą się, by uczestniczyć w feministycznych organizacjach, bo feminizm wbrew temu, co głosi, nie koncentruje się na sprawach, które są problemami najszerszej grupy kobiet. Działania organizacji feministycznych, czasami słuszne, wynikają z założeń feministycznej ideologii, zakładającej, że kobieta jest zawsze ofiarą, jest poszkodowana i że trzeba walczyć o jej prawa, lub też, że kobieta, aby być w pełni dowartościowana, musi „konkurować” z mężczyzną w życiu zawodowym. Panie feministki jednak nie koncentrują się na najbardziej powszechnych problemach i bolączkach kobiet, jak choćby na walce z podwyżkami opłat za żłobki czy podniesieniem stawki VAT na ubranka dziecięce – podkreśla Monika Michaliszyn.
W sosie lewicowej ideologii giną też często cenne i ciekawe akcje niektórych organizacji feministycznych, np. dotyczących przemocy wobec kobiet, molestowania seksualnego, seksistowskich, uwłaczających kobietom reklam, których jest pełno w telewizji czy na billboardach. W listopadzie ubiegłego roku fundacja Feminoteka zaprezentowała raport dotyczący problemu gwałtu w Polsce. Raport sporządzono na podstawie rozmów z ofiarami gwałtów i osób, które z nimi pracują: policjantów, ginekologów, pracowników organizacji pomocowych. – To, że nagłaśniane są wyłącznie akcje kontrowersyjne, a dziesiątki innych pomija się milczeniem, jest winą mediów. Organizacje kobiece prowadzą wiele działań z obszaru np. polityki społecznej, z którego wycofane jest państwo. I my te dziury łatamy – podkreśla Desperak.
Lewicowy kongres
Inicjatywą, która miała pokazać, że nie taki feminizm straszny, jak go malują, miał być powołany w 2009 r. Kongres Kobiet. Środowiska feministyczne zaprosiły wiele celebrytek, znanych kobiet sukcesu, kobiet polityków, tworząc wrażenie szerokiego ruchu poparcia dla swojej działalności. Szybko okazało się, że cele Kongresu, który miał jednoczyć kobiety różnych środowisk, pokrywają się z celami ruchu feministycznego – oprócz walki o zawodową, polityczną i samorządową aktywizację kobiet Kongres ma też na sztandarach walkę o aborcję. W mediach otrąbiono wielki sukces, nie widać jednak, by spotkania w ramach Kongresu przełożyły się jakkolwiek na poprawę funkcjonowania kobiet w Polsce. Podobnie jak na większą obecność kobiet w polityce nie przełożyło się swego czasu inne wątpliwe przedsięwzięcie, czyli powołanie Partii Kobiet. – Kobiety nie chcą być utożsamiane ze skrajnie lewicowym nurtem politycznym, w jaki wpisuje się feminizm i w jaki wpisał się Kongres Kobiet, bo każda z nich ma prawo wolności, jeśli chodzi o poglądy polityczne – mówi Radziszewska.
Polskie feministki za jednego z głównych winowajców swoich niepowodzeń czy niedostatecznego zwycięstwa w walce o przychylność polskich kobiet uznają Kościół katolicki. Stąd ich wojowniczy antyklerykalizm i niechęć do wiary oraz religii.
„To Kościół zamknął drogę do legalizacji aborcji w Polsce, to on nie daje zgody na przestrzeganie podstawowych praw kobiet” – mówią wprost na zamkniętych spotkaniach. Na Manifach regularnie pojawiają się zaś hasła typu: „Chcemy zdrowia, nie zdrowasiek” czy „Biskup nie jest Bogiem”. Ponadto są przekonane, że tradycyjnie silny Kościół świadomie stawia na spór ideologiczny, aby mobilizować społeczeństwo w imię obrony wartości katolickich. Nie chcą natomiast przyjąć do wiadomości, że polskie kobiety całkiem świadomie dokonują takich, a nie innych wyborów.
Jeśli feministka Agnieszka Graff twierdzi, że „istotnie, trochę o to w feminizmie chodzi, żeby kobiety od macierzyństwa odkleić. Żeby im horyzont życiowy poszerzyć. Wybór dać. Dopuścić do głosu bolesne, ciemne strony matkowania. I tworzyć przestrzeń dla bezdzietności. Takiej z wyboru, bez piętna, bez źle skrywanej pogardy i litości”, to trudno się dziwić, że dla dużej części kobiet taki feminizm jest po prostu nie do przyjęcia.
– Najgorsze jest to, że feministki działają wedle zasady „kto nie z nami, ten przeciwko nam”, dyskryminując kobiety inaczej myślące. W ten sposób często same budują tamy, które uniemożliwiają zbudowanie naprawdę szerokiego bloku wsparcia kobiet. Takiego ponad podziałami – mówi Radziszewska.
Styczeń 2012