Mężczyźni też płakali

Wywiad z Arkadiuszem Gołębiewskim, reżyserem

Publikacja: 06.12.2012 15:46

Mężczyźni też płakali

Foto: Picaresque, Maciej Łabudzki Maciej Łabudzki

"Historia Kowalskich" to pierwszy polski film przedstawiający heroizm Polaków, którzy za ratowanie Żydów zapłacili życiem całych swoich rodzin. Zrealizował pan go wspólnie z Maciejem Pawlickim. Skąd pomysł na tę opowieść?

„Historia Kowalskich" jest etapem projektu „Życie za życie". Jego inicjatorem był Maciej Pawlicki, zainspirowany ideą śp. prof. Tomasza Strzembosza, który w latach 90. rozpoczął ciężką pracę liczenia Polaków zamordowanych za ratowanie Żydów. Pracę kontynuuje kilku historyków IPN. Pawlicki postanowił kompletnie nieznane opinii publicznej w Polsce i na świecie badania historyków przełożyć na język mediów. Wspólnie z Narodowym Centrum Kultury (w ramach programu „Patriotyzm jutra") oraz IPN rozpoczęliśmy realizację projektu „Życie za życie". Jeździliśmy po Polsce i nagrywaliśmy relacje świadków tamtych wydarzeń lub osób, które znały je z przekazu.

Z pierwszych historii powstał film dokumentalny „Życie za życie", prezentujący historie 13 rodzin zamordowanych za niesienie pomocy Żydom. Tam, w bardzo syntetycznej narracji, po raz pierwszy przywołaliśmy polskich bohaterów.

O większości z nich widzowie słyszeli po raz pierwszy. Docieraliście do tych ludzi jako pierwsi?

Niestety tak. Instytucje państwa polskiego bardzo długo nie zajmowały się ich historiami. Żadna z rodzin, o których opowiadamy, nie znalazła się też w gronie „Sprawiedliwych wśród narodów świata" Yad Vashem, bo zwykle Żydzi, których próbowali ratować, ginęli wraz z nimi. Na premierze „Historii Kowalskich" w grudniu 2009 r. rodziny Kowalskich, Kosiorów i Skoczylasów zostały pośmiertnie odznaczone przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zrobiliśmy ten film, żeby się o nich upomnieć i pokazać nieznaną prawdę.

Film ma sporo scen fabularnych...

To było duże wyzwanie. Mieliśmy dylemat, jak opowiedzieć tę skomplikowaną historię z grudnia 1942 r., by był to film nie tylko przypominający historię, ale i atrakcyjny, szczególnie dla młodego widza. Zależało nam na tym, by widz mógł poznać genezę tamtych wydarzeń i heroiczną kartę Polaków ratujących Żydów. Chcieliśmy też, żeby film był czytelny dla obcokrajowców, którym przybliży historię Polski. Świadkowie tamtych wydarzeń to osoby już leciwe i schorowane. Postanowiliśmy, że część tych wspomnień opowiemy językiem filmu fabularnego. Konieczne więc było zrobienie w pierwszej części filmu retrospektywy. Odtworzyliśmy świat przedwojenny, pokazaliśmy życie wspólnoty polsko-żydowskiej w małym miasteczku na Mazowszu. 90 proc. zdjęć fabularnych to rekonstrukcja opowiadań świadków. Staraliśmy się stworzyć opowieść, która będzie zrozumiała dla osób zupełnie nic niewiedzących o historii Polski i o stosunkach polsko-żydowskich.

Przedwojennym losom Polaków i Żydów poświęcili panowie sporo uwagi.

Bardzo dbaliśmy o prawdę historyczną. Naszymi konsultantami byli eksperci z IPN i z Żydowskiego Instytutu Historycznego. Wszelkie kwestie obrzędowe czy kulturowe były drobiazgowo sprawdzane. Żeby przybliżyć życie narodu żydowskiego, odtworzyliśmy obrzęd szabasu. W kinie polskim to nowość. Tak wiele w Polsce mówimy o Żydach, a odnoszę wrażenie, że wciąż zbyt mało o nich wiemy. Zadaniem tego filmu było więc również przybliżenie widzom narodu, który przez tyle wieków wspólnie z nami żył.

Na początku maja prezentował pan „Historię Kowalskich" na Festiwalu Filmów Polskich w Sapporo na wyspie Hokkaido. To dosyć egzotyczne miejsce jak na pokaz filmu dokumentalnego o takiej tematyce. Co to za festiwal?

Pewnie nie byłoby tego festiwalu, gdyby nie Shinichi Samitsu – Japończyk, który jest zafascynowany Polską i polskim filmem. Jego stowarzyszenie Polska-Hokkaido we współpracy z Instytutem Polskim w Tokio i wsparciu polskiej ambasady w Japonii dwa lata temu zainicjowali Festiwal Filmów Polskich. Stowarzyszenie działające na wyspie już ponad 20 lat postanowiło, że w tym roku po raz pierwszy Festiwal Filmów Polskich odbędzie się na Uniwersytecie w Sapporo. Po raz pierwszy miała też miejsce sekcja filmów dokumentalnych, w ramach której, oprócz pokazów, odbył się warsztat prowadzony przez Waldemara Czechowskiego, dotyczący twórczości Krzysztofa Kieślowskiego i Andrzeja Wajdy. To bardzo ciekawe doświadczenie obserwować, jak Japończycy uczą się wrażliwości filmowej na polskim kinie.

Jaka jest publiczność festiwalowa? Kto ogląda tam polskie filmy? Polonia?

Nie, w 98 proc. to publiczność japońska. Sala kinowa na Uniwersytecie w Sapporo zawsze była prawie pełna, mimo że pokazy były biletowane i w Japonii trwał jeszcze „Golden Week", tygodniowy urlop Japończyków, którzy rozjeżdżają się po kraju i świecie.

Jak Japończycy odebrali „Historię Kowalskich"?

Historia, która wydarzyła się w Ciepielowie, była trudna i zawikłana nawet dla nas, osób, które ją realizowały. Opowiedzenie jej w sposób czytelny, nawet po polsku, było dla nas dużym wyzwaniem. Obawiałem się, czy zrozumieją. Pomieszanie gatunku fabularnego i dokumentalnego,

a przy tym część zdjęć archiwalnych, było dodatkową trudnością. Martwiłem się też, czy historia tak odległego kraju jak Polska, leżącego gdzieś daleko w Europie, opowiadająca w dodatku o złożoności przedwojennych stosunków polsko-żydowskich, które nie są czytelne nawet w Polsce dla młodego widza, będzie miała szansę się przyjąć u Japończyków.

Przyjęła się?

Tak. Widziałem, że niesamowicie ten film przeżyli. Mokre od łez oczy miały nie tylko kobiety. Płakali też mężczyźni. Widziałem młode osoby, które przyszły obejrzeć film dwukrotnie, z pewnością dużą pomocą były japońskie napisy. Japończycy rozszyfrowali świetnie sporą część przekazu realizacyjnego. W rozmowach dopytywali o zdjęcia, o zabiegi budowania napięcia, rozpoznawali narrację poprzez motywy muzyczne. Dostrzegli też fakt, który próbowaliśmy ukazać poprzez nasze zabiegi m.in. w muzyce, że kultury polska i żydowska wzajemnie się przenikały. Wszystko to doskonale zrozumieli.

Skąd w nich taka wrażliwość na europejski obraz?

Myślę, że pomocna w odbiorze jest znajomość Polski. Kompletnie mnie zaskoczyła ich wrażliwość, tak bardzo bliska Polakom. Okazuje się, że to zarówno zasługa Chopina, którego twórczość znają i cenią, jak i filmów Wajdy, Kieślowskiego, a teraz i Lecha Majewskiego. Dzięki Chopinowi, polskim filmom, literaturze, uczą się wrażliwości europejskiej, polskiego romantyzmu. Japończycy są niezwykle wyczuleni na polskie akcenty w kulturze europejskiej. Znają legendarne postacie „Solidarności". Widziałem przekłady na japoński książki o Annie Walentynowicz, album o „Solidarności" czy wiersze Zbigniewa Herberta. To w znacznym stopniu pomogło im odebrać ten film w sposób emocjonalny.

Nie byli zaskoczeni takimi heroicznymi wyborami Polaków? Jak odebrali fakt, że za ochronę żydowskich sąsiadów musieli patrzeć na śmierć swoich dzieci?

Pytali, z czego wynikała taka postawa Kowalskich. Zastanawiali się, dlaczego Kowalski pomagał Żydom, mając świadomość tak wysokiej kary. Pytali np., czy to wynikało z tego, że jesteśmy chrześcijanami. Doskonale to rozszyfrowali. Wytłumaczyłem im więc, że Polska przez wieki była schronieniem dla błąkającego się po świecie narodu żydowskiego, że chrześcijaństwo uczy nas tego, żebyśmy nie byli mściwi, ale wrażliwi na cudzą krzywdę.

A jak u nich ze świadomością historyczną? II wojna światowa w odległej Polsce to  zagadnienie dla nich pewnie obce?

Absolutną nowością była dla nich informacja, że Polska była jedynym krajem, w którym za pomoc Żydom groziła śmierć. Budziło to duże zdziwienie nawet w gronie profesorskim. Osoby, które studiowały w Polsce, wiedziały o Auschwitz, były tam nawet, ale całkowitym zaskoczeniem była dla nich historia, jaka spotkała rodzinę Kowalskich.

Japonia to kraj, który postawił na przyszłość, innowacyjność, rozwój, jednocześnie odcinając się od historii. Jak potraktowali dokument historyczny? Jako kinową, wirtualną opowieść czy zapis czegoś realnego?

W rozmowach, które prowadziliśmy po seansach, powtarzali często, że zostali pozbawieni możliwości nauki historii. Owszem, są filmy fabularne opowiadające o różnych wydarzeniach odnoszących się do II wojny światowej, ale to obrazy fragmentaryczne. Nie znają genezy II wojny światowej ani całego kontekstu historycznego, ponieważ naukę historii okrojono do minimum. Historii najnowszej, od czasu powojennego, nie są uczeni prawie wcale. W wyniku tego stanęli dzisiaj przed trudną próbą zmierzenia się z prawdą. Chińczycy zarzucają im, że są odpowiedzialni za Holocaust na ich narodzie, którego dokonali podczas II wojny światowej. Reagują na to zdziwieniem, bo zupełnie nie znają swojej historii i roli ich narodu w czasie II wojny. Dzisiaj, w chwili, gdy Chińczycy napinają muskuły, coraz bardziej panoszą się na wodach granicznych i badają, na ile mogą sobie pozwolić, kiedy Rosjanie nie chcą im oddać terenów na Wyspach Kurylskich, Japończycy odczuwają wzmożoną potrzebę zbrojenia się. Jednak w konstytucji mają zapis, że nie mogą mieć armii, mogą mieć tylko oddziały samoobronne. Trwa więc publiczna dyskusja. Nie potrafią sobie odpowiedzieć na pytania o przyczyny, ponieważ ich wiedza historyczna jest bardzo ograniczona. Dlatego każdy obraz dokumentalny, który pojawia się w ich zasięgu, traktują jako szansę dowiedzenia się więcej o przeszłości.

To dosyć aktualna przestroga dla nas, żebyśmy wycofali się z podejmowanych w oświacie kroków.

Tak, po Japończykach widać doskonale, do czego prowadzi ograniczanie historii. Oni są jej głodni. Szukają miejsc, gdzie mogliby pogłębić swoją wiedzę. Sporo opowiadałem im o Polsce i naszych inicjatywach społecznych pobudzających świadomość historyczną. Bardzo prawdopodobne, że za rok w Sapporo zorganizujemy warsztaty filmowe, które będą kopią mojego projektu „Nakręć dziadka komórką" realizowanego w Polsce. Japończykom to się strasznie spodobało i czekają na nasz powrót.

Wyspa Hokkaido to szczególne miejsce pod względem narodowościowym. Widać to również dzisiaj?

To wyspa najbardziej wysunięta na północ, zamieszkiwana przez różne mniejszości narodowe. Zamieszkują ją m.in. Ajnowie, naród, który wciąż jest tłamszony, ale coraz wyraźniej odczuwa potrzebę powrotu do swoich korzeni. Przypominają więc sobie postać Bronisława Piłsudskiego. W czerwcu będzie sesja poświęcona jego postaci, a w przyszłym roku w wiosce Ajnów powstanie pomnik Bronisława Piłsudskiego.

Bronisława Piłsudskiego?

Tak, brata Józefa Piłsudskiego, który był polskim zesłańcem, skazanym za przygotowywanie zamachu na cara Rosji. Podczas pobytu na Sachalinie pomagał gubernatorowi w administracji i dzięki temu mógł prowadzić badania etnograficzne. Rosjanie dali mu możliwość poruszania się po terenie Rosji i zbierania materiałów. Stworzył niezrównane dzieło, gromadząc bogate opisy kultury Ajnów. Zgromadził też unikatowe nagrania dźwiękowe, zarejestrowane na wałkach woskowych. Nagrywał ich świadectwa, rozmowy i obrzędy. Ożenił się z córką wodza Ajnów, z którą miał dwoje dzieci. Gdy wybuchła wojna między Japonią i Rosją, jeździł jako emisariusz do cesarza i namawiał Japończyków, żeby wstawili się za Polską. Walczył o niepodległość Polski nawet tam.

To kapitalny temat na kolejny dokument...

Już się do niego przygotowujemy, wspólnie z Waldemarem Czechowskim. To niezwykła historia. Piłsudski nie mógł wrócić do kraju, więc wyjechał do Paryża. W 1918 r. utonął w Sekwanie. Oficjalna wersja głosi, że popełnił samobójstwo. Japończycy twierdzą jednak, że za jego śmiercią stoją rosyjskie służby, które chciały się go pozbyć za to, że był bratem Józefa i buntował inne narody przeciwko Rosjanom. Niedawno odnalazł się wnuk Bronisława Piłsudskiego i włączył się w działania na rzecz kultury Ajnów. Z jego udziałem powstał też komitet budowy pomnika.

Czyli wykorzenieni ze swojej kultury i historii Ajnowie odzyskują świadomość narodową dzięki dziełu Polaka?

Tak, mają świadomość, że Bronisław Piłsudski ocalił ich kulturę. Niestety, w Japonii funkcjonuje on bardziej jako Rosjanin.

Pokazujecie „Historię Kowalskich" także w Polsce. Jak odbierają ją młodzi ludzie?

Niedawno byłem na pokazie w Łochowie, gdzie obejrzało go pięć klas uczniów szkół średnich. Po filmie rozgorzała godzinna dyskusja. Zaskoczeniem było dla mnie to, że co druga osoba, która oglądała „W ciemności", uznała „Historię Kowalskich" za film bardziej emocjonalny, prawdziwy, poruszający. Podkreślali, że pomieszanie gatunku dokumentalnego i fabularnego uwiarygodniło ten film w ich odbiorze i podkreśliło znaczenie tamtych wydarzeń.

To duży komplement. Ci młodzi ludzie mówili po pokazie, jak bardzo są szczęśliwi, że nie muszą żyć w tamtych czasach, bo nie wiedzą, co by zrobili. Zaczynają rozmyślać nad okrutnymi wyborami, jakie mieli przed sobą ludzie żyjący w czasie II wojny światowej. Po tych pokazach widzę, że ten film prowokuje widzów do mocnego postawienia sobie pytania, jak postąpiliby sami, gdyby stanęli przed takim wyborem.

Czerwiec 2012

"Historia Kowalskich" scen. i reż. Arkadiusz Gołębiewski oraz Maciej Pawlicki Opowieść o Polakach zamordowanych w czasie II wojny światowej za udzielanie pomocy polskim Żydom. 6 grudnia 1942 r. w Starym Ciepielowie i Rekówce na Mazowszu Niemcy spalili żywcem 34 osoby: rodziny Kowalskich, Kosiorów, Obuchiewiczów i Skoczylasów oraz kilkoro Żydów. Film zdobył I Nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu w Niepokalanowie w 2010 r. Jest dostępny w siedmiu wersjach językowych.

 

 

Arkadiusz Gołębiewski – polski filmowiec. Autor zdjęć m.in. do „Listy pasażerów", dokumentalnego cyklu dotyczącego bliskich ofiar katastrofy smoleńskiej.

"Historia Kowalskich" to pierwszy polski film przedstawiający heroizm Polaków, którzy za ratowanie Żydów zapłacili życiem całych swoich rodzin. Zrealizował pan go wspólnie z Maciejem Pawlickim. Skąd pomysł na tę opowieść?

„Historia Kowalskich" jest etapem projektu „Życie za życie". Jego inicjatorem był Maciej Pawlicki, zainspirowany ideą śp. prof. Tomasza Strzembosza, który w latach 90. rozpoczął ciężką pracę liczenia Polaków zamordowanych za ratowanie Żydów. Pracę kontynuuje kilku historyków IPN. Pawlicki postanowił kompletnie nieznane opinii publicznej w Polsce i na świecie badania historyków przełożyć na język mediów. Wspólnie z Narodowym Centrum Kultury (w ramach programu „Patriotyzm jutra") oraz IPN rozpoczęliśmy realizację projektu „Życie za życie". Jeździliśmy po Polsce i nagrywaliśmy relacje świadków tamtych wydarzeń lub osób, które znały je z przekazu.

Pozostało 94% artykułu
Kraj
Kolejne ludzkie szczątki na terenie jednostki wojskowej w Rembertowie
Kraj
Załamanie pogody w weekend. Miejscami burze i grad
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił