Jeszcze nie tak dawno prezes TVP prognozował, że strata publicznej telewizji za 2012 r. wyniesie najwyżej 60 mln zł. Dziś przyznaje, że będzie trzykrotnie wyższa i z pewnością przekroczy 150 mln złotych. Jednak z nieoficjalnych informacji „Rz” wynika, że może wynieść nawet do 230 mln zł.
To byłby jeden z najgorszych wyników finansowych TVP w ostatnich latach. Dotąd za najczarniejszy dla TVP uznawano 2009 r., kiedy spółka odnotowała stratę rzędu ok. 205 mln zł.
I choć Juliusz Braun zapewnia, że w 2013 r. wyprowadzi telewizję na prostą, to wśród kadry kierowniczej TVP, ale także polityków partii wchodzących w skład medialnej koalicji (PO–PSL–SLD), coraz częściej słychać, że niebawem może się pożegnać ze stanowiskiem. – Przymiarki do nowego rozdania trwają od dłuższego czasu. Dotąd były odkładane na później. Ale może to później właśnie nadeszło? – mówi „Rz” polityk lewicy.
Tego typu głosy nasiliły się zwłaszcza po niedawnej dymisji Marcina Piróga, prezesa LOT, który doprowadził spółkę do straty wielkości 220 mln zł. O „wyciągnięcie konsekwencji personalnych” zaapelował wówczas do rady nadzorczej sam minister skarbu Mikołaj Budzanowski. – Tak powinno być również w tym przypadku. Przecież minister skarbu ma w radzie nadzorczej TVP swojego przedstawiciela, który powinien go informować o złej sytuacji finansowej firmy – mówi „Rz” jeden z pracowników telewizji.
Chodzi o Grzegorza Borowca. Ani z nim, ani z przewodniczącym rady nadzorczej Stanisławem Jekiełkiem nie udało nam się wczoraj skontaktować.