W służbie Bogu i ZSRS

Jak katolicki ksiądz z czerwonej partyzantki został kapelanem berlingowców

Publikacja: 16.03.2013 00:01

Red

Fragment tekstu z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

Lipiec 1944 roku. Na peronie moskiewskiego dworca kolejowego stoi katolicki ksiądz w sutannie. Nadjeżdża pociąg, pod który ktoś go wpycha. Sprawca najpewniej nie działał sam. Kapłan cudem wyczołguje się sprzed lokomotywy, jednak mocne uderzenie w kręgosłup pozostawia trwałą kontuzję. Niedoszłą ofiarą zbrodni był ks. Wilhelm Kubsz, którego wojenne losy są gotowym materiałem na scenariusz historycznego filmu sensacyjnego.

Urodził się w niemieckich wówczas Gliwicach jako szóste z dwanaściorga rodzeństwa, dziecko kolejarza Karola Kubsza i Jadwigi Szulc. W 1924 roku ukończył siedmioklasową polską podstawówkę w Wodzisławiu Śląskim, gdzie osiadła jego rodzina. Andrzej Topol, autor szkicu biograficznego o kapłanie, podaje, że „kończąc szkołę podstawową, 13-letni Wilhelm Franciszek Kubsz znał już odpowiedź na pytanie, co będzie robił w przyszłości. Pragnął zostać misjonarzem". Po ukończeniu niższego seminarium ojców oblatów w Lublińcu i maturze wstąpił do nowicjatu tego zgromadzenia w Markowicach. Po roku trafił do oblackiego wyższego seminarium, zaliczając czteroletnie studia teologiczne. W przerwach między wykładami zdobył też kwalifikacje technika dentystycznego. W jego zgromadzeniu szczęśliwie – jak się później okazało – wymagany był dodatkowy zawód, który mógł się przydać misjonarzom. 21 czerwca 1936 r. 25-letni Wilhelm Kubsz otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa sufragana katowickiego Walentego Dymka.

Nic tu po księdzu

Początkowo pozostał w seminarium w Obrze jako prefekt odpowiedzialny za zaopatrzenie uczelni, ale tuż przed wybuchem wojny otrzymał skierowanie jako wikary do parafii Łunin na Polesiu. Tam przeżył Wrzesień, atak Sowietów na Polskę, przyłączenie Kresów do ZSRS, całkowite przewrócenie dotychczasowych porządków, a wreszcie wywózki Polaków i innych mieszkańców rejonu na Sybir. Sam zresztą też musiał zmienić parafię – najpierw został wikarym w pobliskim Łunińcu, a potem administratorem parafii Puzicze. Według cytowanego biografa ks. Kubsza jego „życzliwość, gotowość niesienia pomocy, a także, co nie było bez znaczenia, umiejętności dentystyczne szybko zjednały mu szacunek tamtejszej ludności polskiej i białoruskiej". W każdym razie „za pierwszego Sowieta" jakoś przeżył na miejscu.

Jego losy w czasie okupacji niemieckiej, to znaczy po 22 czerwca 1941 roku, są wprawdzie czasem trudne do zrekonstruowania, lecz z pewnością niesłychanie ciekawe. Chyba samo życie spowodowało, że związał się ze zbrojnym podziemiem. W kolejnych wersjach życiorysu pisanych po II wojnie światowej dla władz wojskowych lub w publikowanych na łamach PAX-owskiej prasy wspomnieniach mówił o partyzantce sowieckiej. Nie należy jednak bezkrytycznie przyjmować tych informacji.

Można sądzić, że wielu jego parafian w jakiś sposób związało się z różnymi grupami partyzanckimi, a niektórzy pewnie po prostu byli „w lesie". Służył im jako duszpasterz, udzielał podstawowej pomocy medycznej. Dzięki dobrej znajomości języka niemieckiego stosunkowo swobodnie poruszał się po okolicy – to zresztą nierzadki wątek w różnych wspomnieniach okupacyjnych: Niemcy z reguły lepiej traktowali Polaków znających niemiecki. Ponoć jako pochodzący ze Śląska zyskał sobie zaufanie władz okupacyjnych, a wręcz zaproponowano mu podpisanie volkslisty, czemu stanowczo odmówił. Następnie zaczęto go inwigilować, a 10 maja 1942 roku – został aresztowany.

Sam zainteresowany opisał to w jednej z ankiet personalnych: „Po Święcie 3 Maja 1942 r. zostałem z rozkazu Gebietskomisarza z Hancewicz (zach. Białoruś) aresztowany z dekretem śmierci pod zarzutem propagandy polskiej w Kościele i łączności z partyzantami, inaczej mówiąc »opór rozporządzeniom Państwa«. Byłem w więzieniach Hancewicze i Baranowicze, skąd wyszedłem bez dokumentów 2 lipca 1942 roku. Dnia 28 VI aresztowano w obwodzie Baranowicze księży (38) i inteligencję, zwłaszcza »wypuszczonych bez dokumentów«. Większość z nich stracono. W moim rejonie Łunin nie aresztowano wtedy jeszcze Polaków. Nie czekając swej kolejki ponownego aresztowania i rozstrzału, połączyłem się z partyzantami we wrześniu 1942...". Wygląda na to, że ten aresztant miał niesłychane szczęście, gdyż w obu więzieniach spotkał życzliwych mu funkcjonariuszy. We wspomnieniach opublikowanych na łamach „Za i przeciw" w 1965 roku pisał, że w Hancewiczach jednym z sędziów śledczych był „Białorusin, katolik, którego żona – lekarka – niegdyś mnie w Łunińcu leczyła. Zdołał mnie uprzedzić, że nie ma przeciwko mnie dowodów winy i radził nie przyznawać się do niczego". Wygląda na to, że ucieczkę ułatwił mu strażnik – katolik pochodzący z Austrii, który zresztą wcześniej okazywał mu dowody sympatii, dając ukradkiem pajdę chleba i przekazując paczki żywnościowe przesyłane przez innych kapłanów.

2 lipca 1941 roku Wilhelma Kubsza wyprowadzono na przesłuchanie do znajdującego się poza więzieniem budynku SS. Po powrocie „przyjął mnie w bramie Austriak. – Bogu dzięki, że ksiądz żyje. Dziś od rana wyprowadzono i rozstrzelano nowych 20 więźniów. Tu już księdza z rejestru wykreślono. Nic tu po księdzu. Wyprowadził mnie przez bramę rzekomo na kolejne przesłuchanie, wcisnął w rękę 20 marek. Niech ksiądz ucieka. Z Bogiem!". To jasne, że w efekcie tego szczęśliwego zbiegu okoliczności Kubsz, jako „spalony", musiał uciekać do lasu.

W bolszewickim „lesie"

Trafił do sowieckiej, partyzanckiej Brygady im. Lenina działającej w rejonie parafii Puzicze. W 1942 roku w poleskim „lesie" byli niemal wyłącznie Sowieci, tzw. okrużeńcy – byli żołnierze pobitej przez Niemców rok wcześniej Armii Czerwonej, którzy nie poszli do niewoli i zorganizowali się z pomocą Moskwy w silne zgrupowania partyzanckie. Z biegiem czasu czerwoni partyzanci zaczęli też odgrywać ważną rolę polityczną, zwalczając Armię Krajową i niejako „dokumentując" prawo Sowietów do ziem anektowanych w efekcie paktu z Hitlerem, czyli także do Polesia...

Cały tekst w miesięczniku Uważam Rze Historia

Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne
Kraj
Końskie: Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki starli się w debacie. Krzysztof Stanowski: Wszystkich nie ma
Kraj
Wydarzenia radomskie 1976 roku ponownie trafią pod lupę śledczych
Materiał Promocyjny
EFNI Wiosna w Warszawie: o polskiej prezydencji i przyszłości rynku pracy
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Kraj
Rosjanie zostają w Krakowie. PKP przedłużą umowę na najem budynku konsulatu