Pruszkowska prokuratura zakończyła śledztwo dotyczące jednej z najbardziej makabrycznych zbrodni w ostatnich latach – zabójstwa 35-letniej Chinki. Kobieta została najpierw pobita i ugodzona nożem w serce, potem mordercy wrzucili ciało do bagażnika samochodu i auto podpalili.
Młoda kobieta zginęła w połowie kwietnia 2012 roku. Wyjechała z hotelu w Wólce Kosowskiej swoim bmw. Auto było na niemieckich numerach. Kobieta nie wróciła już do hotelu. Narzeczony zgłosił jej zaginięcie. Kilkanaście godzin później spalone auto ze szczątkami ludzkimi znaleziono w lesie koło Nadarzyna. Policja skojarzyła, że to może być zaginiona Chinka.
W czasie sekcji w tkankach miękkich biegli odkryli, że kobiecie zadano m.in. cios nożem. – Mógł być śmiertelny, ale mogła jeszcze żyć, gdy auto podpalano – przyznaje prokurator Krzysztof Sakowski, który prowadził śledztwo.
Pierwsze podejrzenia o zabójstwo padły na rodaków zamordowanej, ale wszyscy zatrzymani mieli alibi. Po dwóch miesiącach policjanci dotarli do Kamila D. oraz jego kolegi Dominika K. Ten pierwszy kiedyś pracował u Chinki w Wólce Kosowskiej.
Na jego trop policjanci wpadli, analizując nagrania z kamer hotelu w Wólce Kosowskiej. Przed wyjazdem Chinki zauważono tam passata, który zablokował drogę wyjazdową. Ten samochód z autokomisu pod Warszawą wypożyczył Kamil D.