Trybunał Konstytucyjny uznał wczoraj zmianę ustawy emerytalnej - podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat - za zgodną z konstytucją. PiS, który razem ze związkami zawodowymi zaskarżył ustawę do Trybunału, zapowiedział że doprowadzi do odwrócenia reformy innymi środkami - kiedy dojdzie do władzy.
- Szanujemy ten wyrok, ale to tylko utwierdza nas w przekonaniu, że po wygranych wyborach, najbliższych wyborach trzeba tą ustawę zmienić i wrócić do 60 lat, po przekroczeniu których prawa emerytalne będą nabywały panie, i 65 w przypadku panów - powiedział dziś rano w radiowej Jedynce szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. Zauważył, że podczas rozprawy przed Trybunałem, rząd otwarcie przyznał, że reforma została przeprowadzona ze względów budżetowych.
- A więc władza ogranicza możliwość dostępu do emerytury, dlatego że rozsypały się finanse publiczne, rozsypał się budżet. To nie jest dobra droga, to jest fatalna wręcz droga - ocenił polityk, dodając że zmuszanie do pracy do 67. roku życia w przypadku takich zawodów jak pielęgniarka to "barbarzyństwo". Przyznał jednak, że odwrócenie reformy będzie dużo kosztowało budżet państwa.
- To będą koszty sięgające dziesiątek miliardów złotych, mamy tego świadomość. Ale jednocześnie mamy tego świadomość, że dziś w Polsce pieniądze są marnotrawione - zaznaczył Błaszczak, podając przykład pociągów Pendolino, na zakup których wydano 2,5 miliarda złotych.
- To pociąg, który powstał we Włoszech, a więc pracownicy polscy na tym nie skorzystali, a w Polsce są fabryki, które mogłyby taki pociąg zbudować - dodał. Błaszczak oskarżył przy tym rządzących, że z jednej strony doprowadził do znacznego wzrostu zadłużenia kraju, a z drugiej próbuje oszczędzać na najsłabszych obywatelach.