Niemal dokładnie rok temu przed hiszpańskim parlamentem stanął premier Mariano Rajoy. To był przełomowy moment afery, która wstrząsnęła krajem na początku 2013 r.
Wtedy to prasa ujawniła, że rządząca Partia Ludowa korzystała z nielegalnego finansowania. Walizki z pieniędzmi, które trafiały wprost do kieszeni polityków, przynosili miejscowi biznesmeni.
Najpierw doszło do demonstracji ulicznych, a potem milion osób podpisało się pod petycją wzywającą szefa rządu do ustąpienia. Ten jednak ociągał się z wyjaśnieniami kilka miesięcy, a gdy już do nich doszło, żadnego z postulatów nie spełnił.
Dziś poparcie dla partii Rajoya jest podobne jak w szczytowym okresie afery. Po trzech latach rządów hiszpańska chadecja utraciła sporą część elektoratu, ale wygrała w maju wybory europejskie.
Wciąż nie ma winnego
Po dwóch miesiącach od opublikowania przez „Wprost" podsłuchanych rozmów ministra rządu Donalda Tuska trudno nie przeprowadzać porównań z sytuacją w Hiszpanii. Tym bardziej że temat pojawił się na samych nagraniach.