Przeczekać aferę. Ministrowie już wiedzą, że to się nie uda

Indywidualne strategie odbudowy wizerunku nie pomogą, jeśli sprawa nie będzie zamknięta.

Publikacja: 20.08.2014 02:00

Premier Donald Tusk tłumaczył się po wybuchu afery, ale teraz unika spotkań z mediami

Premier Donald Tusk tłumaczył się po wybuchu afery, ale teraz unika spotkań z mediami

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Niemal dokładnie rok temu przed hiszpańskim parlamentem stanął premier Mariano Rajoy. To był przełomowy moment afery, która wstrząsnęła krajem na początku 2013 r.

Wtedy to prasa ujawniła, że rządząca Partia Ludowa korzystała z nielegalnego finansowania. Walizki z pieniędzmi, które trafiały wprost do kieszeni polityków, przynosili miejscowi biznesmeni.

Najpierw doszło do demonstracji ulicznych, a potem milion osób podpisało się pod petycją wzywającą szefa rządu do ustąpienia. Ten jednak ociągał się z wyjaśnieniami kilka miesięcy, a gdy już do nich doszło, żadnego z postulatów nie spełnił.

Dziś poparcie dla partii Rajoya jest podobne jak w szczytowym okresie afery. Po trzech latach rządów hiszpańska chadecja utraciła sporą część elektoratu, ale wygrała w maju wybory europejskie.

Wciąż nie ma winnego

Po dwóch miesiącach od opublikowania przez „Wprost" podsłuchanych rozmów ministra rządu Donalda Tuska trudno nie przeprowadzać porównań z sytuacją w Hiszpanii. Tym bardziej że temat pojawił się na samych nagraniach.

W zarejestrowanej w lipcu zeszłego roku rozmowie szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz relacjonował Markowi Belce i Sławomirowi Cytryckiemu konferencję prasową po rządowych konsultacjach w Hiszpanii, na których był kilka dni wcześniej. Tamtejszych dziennikarzy bardziej niż dyplomacja interesowała afera. Zdaniem Sienkiewicza Rajoy wybrnął świetnie, mówiąc: „Królestwo Hiszpanii jest państwem prawa i żadne państwo nie ulega szantażowi. To jest wszystko, co mam do powiedzenia".

W czerwcu tego roku okazało się, że metoda, choć przez Sienkiewicza „spalona", została przez Tuska wykorzystana. – Destabilizuje się państwo polskie przez proceder nielegalnego zakładania podsłuchów – mówił, uzasadniając brak dymisji po ujawnieniu nagrań.

Tusk sporo się jednak na błędach Rajoya nauczył. Tak się złożyło, że kolejne konsultacje rządów Polski i Hiszpanii wypadły tydzień po wybuchu afery, gdy „Wprost" opublikowało kolejną porcję taśm. Strona polska, która była gospodarzem spotkania, nie zorganizowała jednak konferencji – szefowie rządów wygłosili jedynie oświadczenia.

Tusk tłumaczył się długo, a potem wsparł go hiszpański kolega. – Uważam, że nielegalne nagrania są zamachem na jedno z podstawowych praw człowieka, czyli prawo wolności i swobody. Chciałbym, aby ci, którzy to zrobili, jak najszybciej zostali osądzeni przez prawo – zaznaczył.

Tyle że – jak pokazały późniejsze badania – ta interpretacja się w Polsce nie przyjęła. W sondażu przeprowadzonym przez CBOS tylko 27 proc. ankietowanych zgodziło się z tezą, że nagrywanie rozmów polityków to zamach na polskie państwo. Jedynie 26 proc. Polaków nie doszukało się w treści rozmów naruszeń prawa.

Zdaniem ekspertów Tusk zabrnął za daleko. – Bagatelizowanie problemu w momencie, gdy opinia publiczna ma inne odczucia, jest bardzo ryzykowne – ocenia specjalistka od PR Joanna Gepfert.

Dr hab. Norbert Maliszewski zauważa, że brak dymisji oznacza, iż społeczeństwo wciąż czeka na winnego. – Dopóki go nie ma, afera nie jest opanowana, a cała wina skupia się na Tusku – zauważa.

– Lepsze niż bagatelizowanie byłoby ograniczenie skali. Pokazanie odcinka, którego dotyczy problem, i wyciągnięcie konsekwencji – dodaje Gepfert.

Zmiana strategii Tuska

Rządzący zorientowali się, że zabrnęli w ślepą uliczkę. Skoro nie było afery ani złamania prawa, to trudno wyciągać konsekwencje. Stąd zmiana taktyki.

Zaczęło się od zniknięcia Tuska, który od końca czerwca przestał się spotykać z dziennikarzami. Najpierw jednak premier zderzył się z rzeczywistością na konferencji prasowej, która odbyła się po nalocie ABW i prokuratury na redakcję „Wprost". – Dzisiaj całe środowisko dziennikarskie jest przeciwko panu, panie premierze. Przykro mi – wykrzyczała mu wtedy Monika Olejnik.

I choć ona sama tonowała potem nastroje, pisząc, że „opozycja też nie jest taka święta, jak udaje", to Tusk już zdążył zmienić strategię, rezygnując z konfrontacji.  Zrobił to mimo obietnicy, że następnego dnia będzie kolejne spotkanie z mediami.

Dzień przedłużył się do miesiąca, bo od tamtej pory Tusk wystąpił tylko raz, ale nie sam, tylko z nową minister Małgorzatą Fuszarą. Zupełnie zrezygnował zaś z konferencji prasowych po posiedzeniach rządu.

Zdaniem właściciela agencji First PR Piotra Czarnowskiego to dowód na słabość mediów i opinii publicznej, które nie są w stanie wywrzeć skutecznej presji. – Pamięć opinii publicznej jest krótka i Tusk to wykorzystuje z wyrachowaniem –uważa specjalista od kreowania wizerunku.

Jego zdaniem dzięki temu, że Tusk nie wytłumaczył się z istoty nagrań, czyli niedopuszczalnego sposobu uprawiania polityki przez podwładnych, temat zdominowały detale, takie jak wysokość rachunków i wulgarny język rozmówców. – Zasada rozwiązywania kryzysów przez przeczekanie sprawdza się w Polsce o wiele lepiej niż gdzie indziej na świecie. To nie jest normalne – uważa Czarnowski.

Pozytywni bohaterowie

Przeczekać próbował również szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz. Jednak lipcowy sondaż zaufania do polityków, przeprowadzony przez CBOS, był dla niego miażdżący. Okazało się, że spadł na ostatnie miejsce rankingu z zaufaniem na poziomie 7 proc. i niemal czterokrotnie większą nieufnością.

Kontrofensywa zaczęła się od serii wywiadów. Początkowo Sienkiewicz unikał redakcji, w których musiałby się tłumaczyć z rozmów z Belką. Jednak media niespecjalnie interesowały się nim jako ekspertem od spraw wschodnich. Po jednym dniu umarł też temat sukcesu policji w Białymstoku, która po ponad roku od zapowiedzi szefa MSW („idziemy po was") rozbiła gang skinheadów.

Bohater taśm w końcu się ugiął i o treści nagrań porozmawiał m.in. z „Rz". Dzięki temu już kilka dni później na okładce „Faktu" mógł wystąpić w pozytywnym kontekście ?– jako minister, który przygotowuje bat na posłów niepłacących mandatów.

Na taką serię wywiadów nie zdobył się do tej pory Radosław Sikorski, ale i on zmienił strategię. Najpierw przez wiele dni przekonywał, że nie musi zwracać MSZ pieniędzy za kolację z Jackiem Rostowskim. Potem oddał pieniądze jedynie za „zbyt drogie wino". A w tym tygodniu był bohaterem okładki „Faktu" obok Sienkiewicza. Tabloid pochwalił go, bo sam zapłacił za kolację.

Według Maliszewskiego ten sposób ocieplania wizerunku to działania reaktywne, które w dodatku przypominają o aferze. – Potrzebne jest działanie proaktywne, czyli ucieczka do przodu – tłumaczy.

Zgodnie z zapowiedziami do końca wakacji ma nastąpić przełom w śledztwie w sprawie podsłuchów, a unijny awans któregoś z ministrów może być okazją do rekonstrukcji rządu. Tylko czy to wystarczy do zamknięcia afery?

Niemal dokładnie rok temu przed hiszpańskim parlamentem stanął premier Mariano Rajoy. To był przełomowy moment afery, która wstrząsnęła krajem na początku 2013 r.

Wtedy to prasa ujawniła, że rządząca Partia Ludowa korzystała z nielegalnego finansowania. Walizki z pieniędzmi, które trafiały wprost do kieszeni polityków, przynosili miejscowi biznesmeni.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Kraj
Michał Braun: Stawiamy na transparentność
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska