Jeśli faktycznie PiS wygra jesienne wybory, to nie tylko premier będzie zaskoczeniem dla mniej wyrobionych politycznie. Rząd Beaty Szydło jest planowany jako zmiana pokoleniowa. Prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił o tym publicznie na ostatniej konwencji swej partii. Przekonują o tym również nasi rozmówcy z obozu Zjednoczonej Prawicy. Może być tak jak z kancelarią Andrzeja Dudy. Wiele osób czekało na posady – jako naturalne po objęciu władzy. Propozycje jednak nie przyszły.
Niepewność dotyczy tego, jaka będzie w tym układzie rola prezesa. Ścierają się dwie koncepcje. Jedna z nich zakłada, że Kaczyński faktycznie podzieli się władzą z Szydło, ale wciąż będzie odgrywał istotną rolę. W PiS nie mówi się o sterowaniu z tylnego siedzenia. Chodzi o relację, jaka jest w firmach między radą nadzorczą a zarządem. Szydło miałaby mieć pełną swobodę działania, ale to Kaczyński oceniałby, czy taka formuła służy ugrupowaniu i Polsce.
Nasi rozmówcy nazywają to układem partnerskim. W PiS mało kto uważa, że Kaczyński powinien usunąć się w cień, a Szydło nie należy do wyjątków i akceptuje swoją rolę.
Zgodnie z drugą koncepcją Kaczyński nie chce, by PiS bez niego spotkał los PO po wycofaniu Donalda Tuska, czyli ideowe pogubienie i wewnętrzne wojny. Dlatego prezes najpierw zmienił samą partię, otaczając ją mniejszymi środowiskami prawicowymi, a teraz przygotowuje sukcesję. Liczni sympatyzujący z nim intelektualiści w prywatnych rozmowach, a także publicznie, zarzucali mu, że otoczył się ludźmi niezdolnymi do przejęcia władzy. Nie chciał się pozbywać wiernych towarzyszy, ale otoczył ich innymi środowiskami.
Kaczyński wybrał już przyszłą liderkę i będzie się upewniał, czy się na niej nie zawiedzie. Już wie, że się nie pomylił, stawiając na Andrzeja Dudę. Beata Szydło też spełnia jego nadzieje, bo nie tylko zrealizowała kilka ważnych zadań, ale podobnie jak prezydent elekt, mimo wcześniejszej współpracy ze Zbigniewem Ziobrą, okazała się lojalna w godzinie próby – gdy ziobryści tworzyli swoją partię – Solidarną Polskę.
Ostatecznym celem miałby być silny prawicowy blok, który wchłonąłby partie Jarosława Gowina, Marka Jurka i Zbigniewa Ziobry. Miałby być ukoronowaniem politycznej kariery Kaczyńskiego, który nadal odgrywałby istotną rolę, ale już jako mentor, a nie lider. W statucie PiS przyjętym w 2013 r. jest funkcja prezesa honorowego, który ma prawo być członkiem Komitetu Politycznego czy też głosować podczas posiedzeń Rady Politycznej.