"Rzeczpospolita": Andrzej Duda osłabia stanowisko w sprawie baz amerykańskich czy baz NATO w Europie Centralnej. W kampanii wyborczej dość twardo domagał się ich utworzenia w naszym kraju. Jednak w Tallinie powiedział, że rozwiązaniem mogłoby być również ulokowanie ciężkiego sprzętu wojskowego w państwach regionu. Czy zmienił stanowisko, bo wie, że tylko tyle może zaoferować Waszyngton?
Stephen Mull, odchodzący ambasador USA w Polsce: Oczywiście prezydent Andrzej Duda wypowiada się za siebie. Osobiście od początku kryzysu na Ukrainie niepokoiłem się przebiegiem debaty w sprawie baz w Polsce. Jako ktoś, kto mieszka w Polsce przez ostatnie trzy lata, dobrze rozumiem, dlaczego Polacy chcą baz na stałe. Ale nie ma zgody w sojuszu w tej sprawie. Są kraje NATO, które są przeciwne takiej koncepcji. Tymczasem dla USA kluczowym atutem sojuszu jest jednolite podejście do naszego wspólnego bezpieczeństwa przez wszystkie kraje paktu.
Zatem utrzymanie tego konsensusu jest najważniejsze?
Nie, niekoniecznie. Oczywiście są różne zdania i one są bardzo ciepło witane, tak jest w demokracji. Ale ostatecznie do podjęcia decyzji niezbędny jest konsensus. Tyle że taka zgoda istnieje co do konieczności liczniejszej obecności sił lądowych NATO na terenie Polski i w innych krajach regionu. Powinien tu być sprzęt wojskowy nie tylko z Polski, ale i ze Stanów Zjednoczonych. Powinna być zwiększona zdolność polskich baz do przyjęcia oddziałów z Ameryki i od innych sojuszników. Już wydaliśmy i wydajemy pieniądze na to, aby rozbudowywać polskie bazy. Tak więc idziemy w dobrym kierunku.