Krakowscy policjanci prowadzący śledztwo w sprawie napadu z bronią na konwojenta przewożącego utarg z małopolskich Hotspotów, udowodnili mu sfingowanie rozboju i przywłaszczenie kilkudziesięciu tysięcy złotych.
- 28-letni konwojent, Mateusz M. usłyszał kilka zarzutów. Odpowie za przywłaszczenie pieniędzy, nielegalne posiadanie broni palnej, składanie fałszywych zeznań, oraz fałszywe zawiadomienie o przestępstwie, którego nie było – mówi Katarzyna „Rzeczpospolitej” Katarzyna Cisło z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Do spektakularnego napadu miało dojść w marcu tego roku, w godzinach wieczornych. Mateusz M., pracujący od kilku lat jako konwojent pieniędzy pobieranych z punktów hot spotu jechał właśnie z Mszany Dolnej w kierunku Lubnia. W samochodzie przewoził około 50 tys. zł, zebranych wcześniej z kilku salonów gier. Jak opowiadał nagle zrównał się z nim inny pojazd z dwoma mężczyznami w środku. Pasażer tego auta latarką dał znać konwojentowi, by zjechał na pobocze sugerując, że jest to policyjna kontrola drogowa. Kiedy Mateusz M. wykonał polecenie, dwaj napastnicy mieli wyskoczyć z samochodu i grożąc mu pistoletami zmusić do otwarcia bagażnika. Chwilę później zabrali z niego worki z pieniędzmi. Na koniec sprawcy – jak wynikało z relacji konwojenta – jeszcze przestrzelili silnik i przednią szybę w jego aucie, po czym odjechali z łupem.
Ponieważ samochód konwojenta nie nadawał się do użytku, ten piechotą dotarł do najbliższej stacji benzynowej, skąd powiadomił o napadzie swoich szefów i policję. Prokuratura w Myśleniach wszczęła śledztwo, policjanci zabrali się poszukiwanie sprawców.
- Całe zajście, zrelacjonowane przez napadniętego wyglądało bardzo prawdopodobnie i zostało poważnie potraktowane przez funkcjonariuszy. Ze względu na kategorię zdarzenia, sprawa została od razu przekazana do prowadzenia policjantom komendy wojewódzkiej – zaznacza Cisło.
Jednak pierwszych wątpliwości co do wiarygodności wersji „pokrzywdzonego” policjanci nabrali już podczas zabezpieczania śladów na miejscu zdarzenia, a później zbierania dowodów. Kolejne znaki zapytania pojawiły się, kiedy funkcjonariusze obejrzeli nagrania monitoringu z trasy przejazdu konwojenta.