Przed czterema laty, w książce „Polska naszych marzeń", Jarosław Kaczyński dał do zrozumienia, że za karierą polityczną Angeli Merkel mogły stać ponure siły. Jakie? Prezes PiS odrzucał spekulacje prasowe, ale odpowiedzi nie udzielił, a że taka wrzutka sugerowała ślad do Stasi, więc tak też interpretowały ją media, wśród nich największy dziennik niemiecki, „Frankfurter Allgemeine Zeitung". Odezwały się liczne głosy protestu, wśród nich pięciu ministrów spraw zagranicznych III RP. Komentatorzy skłaniali się ku tezie, że ów incydent ze Stasi wpłynął negatywnie na wynik wyborczy PiS. Jakiś czas później, Jarosław Kaczyński stwierdził, że popełnił błąd.
Fotel za kondominium
Nie bacząc na to, w tegorocznej kampanii Antoni Macierewicz nie owijał w bawełnę. Na spotkaniu z Polonią w Chicago zadał głośno – retoryczne w swym mniemaniu – pytanie: – Czy Donald Tusk był agentem Stasi? Burza wybuchła w Polsce, ale trwała krótko. Nie miała związku z przesłaniem prowokacji, lecz z osobą prowokatora. Antoni Macierewicz znalazł się ponownie w wyborczym schowku politycznym. Ten sposób prowadzenia polityki nie budzi już emocji i nie przynosi profitów jak jeszcze w 2005 roku, gdy na finiszu kampanii prezydenckiej wrzutka Jacka Kurskiego (PiS) „Dziadek z Wehrmachtu" przyczyniła się do zwycięstwa Lecha Kaczyńskiego nad Donaldem Tuskiem. Kaszubski dziadek późniejszego premiera, robotnik przymusowy i więzień obozu koncentracyjnego, został przymusowo wcielony w 1944 roku do Wehrmachtu, ale zdezerterował i przedostał się do polskiej armii na Zachodzie. Jednak górę wzięły negatywne emocje.
Niedawny wypad Macierewicza nawiązywał do zarzucanej Tuskowi podległości wobec Niemiec i nagrody za to, jaką jakoby stał się fotel prezydencki Unii Europejskiej. Insynuacja pasuje z kolei do lansowanej od dawna tezy, jakoby Polska stanowiła kondominium niemiecko-rosyjskie. – Czy pani podziela ten pogląd? – zapytała Ewa Kopacz (PO), szykującą się do objęcia urzędu premiera Beatę Szydło (PiS). 10 milionów telewidzów, świadków „Rozmowy o Polsce", usłyszało odpowiedź jakby na całkiem inne pytanie. Skądinąd to lawirowanie to jakby dominująca szkoła przekazu, a jednocześnie fragment większej całości. Ujawnia się to także w kwestii uchodźców. Ich symboliczną liczbę w ramach europejskiej solidarności zgodziła się przyjąć Ewa Kopacz. Jak słychać wśród dyplomatów "starej" Unii, nawet w razie zwycięstwa PiS uchodźcy ci przyjadą do Polski, bo pacta sund servanda.
Różowe okulary dyplomatów
Dyplomaci ci nie widzą też – po owej zmianie – jednomyślności w łonie Grupy Wyszehradzkiej. Zapowiedziom takiego współdziałania ze strony Beaty Szydło przeciwstawiają niechęć Czech do aspiracji regionalnego przywództwa Polski i ciążenie Węgier Orbana ku Rosji. Z drugiej strony, w przyszłym roku przypadnie 25-lecie fundamentalnych traktatów z Niemcami: Granicznego oraz o Dobrym Sąsiedztwie i Przyjaznej Współpracy, ponadto – realizowanego z wielkim sukcesem – Porozumienia o Wymianie Młodzieży (Jugendwerku). Trójkątowi Weimarskiemu (Polska, Niemcy, Francja) również stuknie ćwierć wieku. Takie rocznice sprzyjają raczej przyjaznym gestom niż ostrym korektom.
Jak będzie w rzeczywistości, zależy przede wszystkim od wyniku wyborów i układu sił w łonie PiS. W kręgach dyplomatycznych Warszawy mówi się, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych przejmą najprawdopodobniej ludzie z umiarkowanego skrzydła PiS. Na czele MSZ miałby stanąć Kazimierz Michał Ujazdowski, minister kultury w rządach Jerzego Buzka, Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, deputowany do Parlamentu Europejskiego VIII kadencji. Ministrem ds. Europy – i tu zapowiada się niespodzianka – miałby zostać, wysoko ceniony w politycznych kręgach Brukseli i Strasburga, Konrad Szymański.