Witold Waszczykowski w swoim małym exposé wskazał na Wielką Brytanię jako kraj, z którym Polska zamierza ściśle współpracować w UE. Po wystąpieniu ministra politycy PiS mówili już o sojuszu opartym na wspólnocie interesów i tożsamym postrzeganiu sytuacji międzynarodowej przez oba kraje. Ma to być odpowiedź na dotychczasową opcję niemiecką w naszej polityce europejskiej.
Witaj, Drogi Czytelniku, w świecie iluzji. Oby nie przerodziła się w rzeczywistą politykę.
Początkiem sojuszu mogłaby być wizyta premiera Camerona w Polsce. Objeżdża on stolice europejskie, by wynegocjować warunki pozostania Wielkiej Brytanii w Unii. Potrzebuje sojuszników, więc okazja wydaje się wymarzona.
Dla ostudzenia politycznych nastrojów warto przywołać postać innego brytyjskiego premiera, Neville'a Chamberlaina, który w 1939 r. dał Polsce gwarancję bezpieczeństwa, a potem nie udzielił nam pomocy. Wcześniej zaś zawarł z Hitlerem układ w Monachium i oddał mu de facto Czechosłowację.
Nad Wisłą jest on wręcz symbolem nieudolności i sojuszniczego zaprzaństwa. Trudno o bardziej błędną ocenę. Chamberlain był politykiem wybitnym, bardziej nawet od Churchilla. Wiedział dobrze, że w 1938 r. Wielka Brytania nie jest gotowa do wojny, a Hitler prze do niej nieuchronnie. Postanowił więc skierować jego agresję na wschód, w kierunku Czechosłowacji i Polski, by dać swojemu krajowi czas na przygotowanie się do konfliktu. Sojusz był przynętą dla Warszawy, aby nie stanęła po stronie Berlina.