„Arcybiskupa J. Kowalczyka będę bronić z całych sił, nawet przed sądem, bo ja znam pełną prawdę o tym, że nasza znajomość miała tylko, i wyłącznie, naturalny charakter służbowy wynikający z powierzonych nam przez nasze zwierzchnie władze stanowisk, a rozmowy, które prowadziliśmy, służyły rozwijaniu bilateralnych stosunków polsko-watykańskich i służyły normalizacji stosunków państwo – Kościół w Polsce, co ostatecznie się stało” – napisał w liście do „Rz” ppłk Edward Kotowski, pseudonim Pietro, który był rezydentem wywiadu PRL w Rzymie.
„Rz” skontaktowała się z Kotowskim dwa dni temu. Mieszka dziś w północno-wschodniej Polsce. List „Pietro” jest reakcją na tę właśnie rozmowę.
Były rezydent zapewnia, że dopiero z mediów dowiedział się, że ówczesnemu szefowi sekcji polskiej ks. prałatowi Józefowi Kowalczykowi, dziś arcybiskupowi i nuncjuszowi apostolskiemu, nadano pseudonim Cappino i zakwalifikowano jako kontakt informacyjny. „Rz” ujawniła tę sprawę na początku roku.
„Stanowi to dla mnie kompletne zaskoczenie. Pamiętam jedynie to, że już na początkowym etapie rozmów (zapewne z uwagi na zajmowane stanowisko w Watykanie) polecono z centrali, by w kolejnych notatkach używać kryptonimu „Verto”. I tak było do końca mojego pobytu. Nie wnioskowałem o żadną rejestrację, nikt mnie nie informował, że jest zarejestrowany jako kontakt informacyjny i nikt mnie nie pytał o zdanie na ten temat. Nie jest możliwe, aby tylko w tej jednej kwestii zrobiła się jakaś »dziura« w mojej pamięci. Musiało się stać coś bardzo dziwnego w Centrali, czego nie potrafię zrozumieć. Dla mnie ks. prałat J. Kowalczyk nigdy nie był świadomym kontaktem operacyjnym” – zapewnia Kotowski.
Były oficer wywiadu twierdzi też, że to nie on był autorem szyfrogramu ujawnionego przez „Rz” 10 stycznia. W dokumencie tym na podstawie informacji, jakie miano uzyskać od ks. Kowalczyka, relacjonowano różnicę zdań między polskimi biskupami. Rozbieżności dotyczyły eksponowania kwestii zdelegalizowanej „Solidarności” podczas pielgrzymki Jana Pawła II w czerwcu 1983 r.