Czasy wojenne to najsłabiej zbadany okres w życiu kard. Stefana Wyszyńskiego. Historycy od dawna podejrzewali, że związany z ks. Władysławem Korniłowiczem oraz środowiskiem podwarszawskich Lasek przyszły prymas Polski podczas wojny pomagał w ukrywaniu Żydów. Nie było jednak pewności, a sam Wyszyński nigdy się tym nie chwalił.
„Rzeczpospolita" poznała zweryfikowaną relację świadka twierdzącego, że prymas osobiście Żydom pomagał. Poznaliśmy też świadectwo uratowanej w stolicy Żydówki, z którego wynika, że ocalała ona pośrednio dzięki Wyszyńskiemu.
Jadwiga Karwowska mieszka dziś w Lublinie. W chwili wybuchu wojny miała 11 lat. Jej rodzice – Edward i Stanisława – pracowali w majątku Żułów na Lubelszczyźnie. Należał on do sióstr franciszkanek, które prowadziły tam przeniesiony z Lasek zakład dla niewidomych. Jesienią 1941 r. dotarł tam ukrywający się przed gestapo ks. Stefan Wyszyński.
„Miał wtedy ze 30 lat – wspomina pani Karwowska w relacji złożonej w ramach projektu „Księża dla Żydów". – I tam zajmował się m.in. ratowaniem trzyosobowej rodziny żydowskiej. Był to ojciec z dwójką dzieci: Gołdą i Szmulkiem. Ich matka zginęła wcześniej. Ja się z nimi przyjaźniłam, bo to były dzieci w moim wieku".
Kobieta opowiada, że w ciągu dnia Żydzi pracowali w gospodarstwie zakonnic, a na noc ukrywano ich na strychu jej domu. „Mój ojciec razem z księdzem Wyszyńskim pomagali im tam wchodzić, a drabinę wynosili potem na ogród, by nie było znaku, że ktoś jest na górze" – mówiła Karwowska.