Inne ceny czy w ogóle brak możliwości zrobienia zakupów jeżeli się jest z innego państwa - to najczęstsze przypadki tzw. geoblockingu. Chodzi o ograniczanie przez przedsiębiorców korzystania z ich usług np. osobom z innych państw. Z tym, że aż 74 proc. . skarg trafiających do sieci ECC-Net (zrzesza Europejskie Centra Konsumenckie z różnych pastw UE) w sprawie różnic cen oraz dyskryminacji geograficznej dotyczy transgranicznych zakupów online.
- Często jeżeli chodzi o geoblocking konsumenci nawet nie zdają sobie spawy, że ich prawa są nierespektowane, a nawet jeżeli mają takie podejrzenia, to uznają, że nie jest możliwa zmiana tej sytuacji. Zdarzają się jednak wyjątki – mówi Piotr Stańczak, Dyrektor ECK Polska.
ECK jako przykład geoblockingu podaje historię polskiego konsumenta, który często robił zakupy w duńskim sklepie internetowym. Któregoś dnia chciał skorzystać z bardzo atrakcyjnej promocji. Nie udało się. Gdy wskazał Polskę jako miejsce dostawy, to promocja nagle przestała obowiązywać. Dopiero po interwencji ECK Polska i jej duńskiego odpowiednika przedsiębiorca sprzedał towar uwzględniając promocję.
Przedsiębiorcy nie powinni stosować geoblockingu, jeżeli nie jest to uzasadnione. Tymczasem to dość powszechna praktyka.Komisja Europejska przeprowadziła badanie na istnienie nieuzasadnionego geoblokowania wśród 10537 sklepów internetowych w 143 parach państw. Geobloking miał miejsce w 63 proc. sprawdzonych stron internetowych. Według KE tylko jedna trzecia e-sklepów pozwalała konsumentom na zakupy w innym państwie UE.