„Rzeczpospolita”: Czy jest pan zdziwiony nowymi tezami i filarami polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych?
Nie jestem zdziwiony, bo ta strategia wykluwała się od dłuższego czasu. To było dla mnie oczywistą oczywistością. Też bym tak robił, będąc na miejscu Donalda Trumpa. Stany Zjednoczone utraciły pozycję hegemona, czyli dzisiaj amerykański prymat przestrzeni geopolitycznej nie funkcjonuje. Jest nowy układ sił. Bipolarny, czyli to nie jest układ, w którym jest tylko jeden hegemon, na dodatek wikłający się w wojny, które mają charakter drugorzędny i są bez większego znaczenia dla potęgi Stanów Zjednoczonych. To były wojny na Bliskim Wschodzie, czy w Afganistanie. Amerykanie próbowali pełnić rolę żandarma, no i z tej roli się nie wywiązali.
Czytaj więcej
Pete Hegseth, sekretarz obrony USA, przemawiając na dorocznym Forum Obronnym im. Ronalda Reagana,...
Stany Zjednoczone szły w obszary, które w ocenie mojej i wielu ekspertów nie miały dla nich większego znaczenia, a tylko przysłużyły się roztrwonieniu potęgi i amerykańskich zdolności, bo towarzyszyły temu procesy destrukcyjne. Potencjał przemysłu obronnego Stanów Zjednoczonych zmniejszył się o prawie dwie trzecie w stosunku do choćby lat 90. Jednocześnie Europa, która powinna być nie tyle mocarstwem, ale sojusznikiem Stanów Zjednoczonych także takim, na którym mogą się oprzeć w trudnych chwilach, stała się karłem w tej przestrzeni bezpieczeństwa i zdolności obronnych. Nie posiada armii, nie posiada zaplecza. Żeby to odbudować, potrzeba lat. Ma co prawda pieniądze, ale też nie do końca są takie, by działać szybko.
Czy nie ma tu pewnej sprzeczności w tym, co jest zapisane w Narodowej Strategii Bezpieczeństwa USA (NSS)? Z jednej strony Europa jest karłem, ścieżką do odbudowy jest więc integracja. Tyle że Donald Trump w tej strategii uderza w integrację i dowodzi, że nie zjednoczona Europa, a państwa narodowe są siłą Europy?
Oczywiście kluczowy jest czas. Europa, żeby odbudować swój potencjał, żeby być gotowym do zagwarantowania sobie bezpieczeństwa, potrzebuje 10 lat. Samo to się nie zrobi. Tym bardziej, że Europa nie ma przywództwa, nie ma strategii, a główni gracze w przestrzeni europejskiej często mają rozbieżne interesy. Nie zapominajmy o Turcji, która prowadzi własną politykę. Mimo że jest członkiem NATO, zagwarantowała sobie suwerenność strategiczną, wynikającą z położenia geopolitycznego w przestrzeni tej europejskiej, także światowej. Polska powinna pójść tym śladem.