Dagestan, jedyny zbuntowany region Rosji. Czym skończą się protesty przeciw mobilizacji?

Od tygodnia w Dagestanie trwają protesty przeciw mobilizacji, które od niedzieli zamieniły się w rozruchy.

Publikacja: 27.09.2022 20:53

– Dlaczego zabieracie nasze dzieci? Na kogo napadli, na Rosję? Oni nie przyszli do nas, to Rosja napadła na Ukrainę! – krzyczały dagestańskie kobiety do wojskowych urzędników z komisji poborowych.

Do takich gwałtownych dyskusji dochodziło w wielu miejscowościach, aż w końcu zamieniły się one w rozruchy w stolicy republiki Machaczkale. W przeciwieństwie do innych rosyjskich miast dagestańscy demonstranci nie unikali bójek z policją, w których kilkakrotnie brali górę. Według niepotwierdzonych informacji Kreml w końcu zażądał od miejscowego gubernatora, pochodzącego spod Moskwy Siergieja Mielikowa, by stłumił protest albo zostanie wyrzucony. Na razie Mielikow oskarżył „siły zagraniczne o przygotowanie i sterowanie rozruchami”. Ale pojawiły się też informacje, że dostał zawału i zniknął w szpitalu. Niezależnie od jego losu we wtorek, by zastraszyć potencjalnych manifestantów na główny plac miasta – gdzie zaczynały się demonstracje – wjechały wozy bojowe.

Wraz z ogłoszeniem mobilizacji 21 września zbuntował się też najwierniejszy z wiernych, wódz Czeczenii Ramzan Kadyrow

Na razie aresztowano 200–300 uczestników manifestacji i prób zablokowania głównych dróg republiki. Pojawiają się informacje o brutalnym biciu zatrzymanych, przed komendami policji zbierają się tłumy ludzi, co może doprowadzić do kolejnych rozruchów. Jednocześnie protestujący wzywali najpopularniejszego mieszkańca republiki, dwukrotnego mistrza świata mieszanych sztuk walki Chabiba Nurmagomiedowa, by opowiedział się po stronie protestu, ale on milczy.

Dotychczas był to spontaniczny protest, bez widocznych przywódców. To sprawiło, że teraz nawoływano zarówno do codziennych protestów, ale i do powstrzymania się od nich i wyjścia na ulicę dopiero po piątkowych modłach w meczetach. Kilkadziesiąt narodów i narodowości zamieszkujących republikę wyznaje islam. Znawcy Kaukazu uważają, że niezadowolonych po cichu wspierają różne wpływowe dagestańskie klany, które zostały odsunięte od władzy w ciągu ostatniej dekady. W ramach walki z korupcją, powszechną w najbiedniejszej republice kraju, zaczęli nim rządzić wysłannicy Moskwy, z pominięciem miejscowych elit.

Nawet jednak władze republiki skarżą się, że w dotychczasowej wojnie w Ukrainie żołnierze stąd pochodzący ponieśli największe straty, a Dagestan jest drugim (po Buriacji) regionem w stosunku strat do liczby mieszkańców. Podobne pretensje mają do Kremla mieszkańcy i władze innych republik Kaukazu Północnego. Do demonstracji przeciw mobilizacji doszło w Kabardyno-Bałkarii, w jej stolicy Nalczyku i pobliskiej Nartkale. W Inguszetii miejscowi urzędnicy zbojkotowali mobilizację i, zamiast zebrać tysiąc poborowych, rozesłali tylko niewiele ponad sto wezwań na komisje wojskowe. W prywatnych rozmowach przyznają, że „boją się dawać broń do ręki (Inguszom), bo źle się to skończy”.

Czytaj więcej

W Niemczech zaczyna brakować miejsc dla Ukraińców. A rząd chciałby otworzyć granice dla dezerterów z Rosji

Wraz z ogłoszeniem mobilizacji 21 września zbuntował się też najwierniejszy z wiernych, wódz Czeczenii Ramzan Kadyrow, i odmówił jej przeprowadzenia. Tłumaczył, że republika już wysłała kilkanaście tysięcy żołnierzy na wojnę, a tuż przed rozpoczęciem poboru sformowano jeszcze jeden 10-tysięczny oddział. Jednak „kadyrowcy” znani są na froncie głównie z unikania walki i grabieży. Rosyjskiemu lobby wojskowemu nie udało się skłonić Kremla do poskromienia zbuntowanego Czeczena. W zamian wystąpił jednak w roli „żandarma Kaukazu” i wysłał swoje oddziały do Dagestanu, by „pomóc w przywróceniu porządku”.

Nie wiadomo, czym się to skończy, gdyż jednym z centrów niepokojów jest miejscowość Chasawjurt zamieszkana przez Czeczenów, z którymi ludzie Kadyrowa raczej nie będą walczyć.

– Takiego rodzaju protesty byłyby możliwe w całej Rosji, gdyby machina represji osłabła i instytucje państwa po prostu nie nadążałyby za wartkim strumieniem akcji to w jednym mieście, to w drugim. Ale do tego potrzebna jest „masa krytyczna” aktywistów gotowych ruszyć do szturmu. A tego nie widać – politolog Władimir Gelman tłumaczy, dlaczego przykład Dagestanu pozostanie odosobniony.

– Dlaczego zabieracie nasze dzieci? Na kogo napadli, na Rosję? Oni nie przyszli do nas, to Rosja napadła na Ukrainę! – krzyczały dagestańskie kobiety do wojskowych urzędników z komisji poborowych.

Do takich gwałtownych dyskusji dochodziło w wielu miejscowościach, aż w końcu zamieniły się one w rozruchy w stolicy republiki Machaczkale. W przeciwieństwie do innych rosyjskich miast dagestańscy demonstranci nie unikali bójek z policją, w których kilkakrotnie brali górę. Według niepotwierdzonych informacji Kreml w końcu zażądał od miejscowego gubernatora, pochodzącego spod Moskwy Siergieja Mielikowa, by stłumił protest albo zostanie wyrzucony. Na razie Mielikow oskarżył „siły zagraniczne o przygotowanie i sterowanie rozruchami”. Ale pojawiły się też informacje, że dostał zawału i zniknął w szpitalu. Niezależnie od jego losu we wtorek, by zastraszyć potencjalnych manifestantów na główny plac miasta – gdzie zaczynały się demonstracje – wjechały wozy bojowe.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Konflikty zbrojne
Cyryl I ogłasza „świętą wojnę”
Konflikty zbrojne
ONZ: Izrael stosuje głód jako broń? To może być zbrodnia wojenna
Konflikty zbrojne
Pieskow o planach zamknięcia Telegrama. Rzecznik Kremla ostrzega twórców komunikatora
Konflikty zbrojne
Rosja uderzy w Litwę z Białorusi? Pojawiają się niepokojące sygnały
Konflikty zbrojne
Władimir Putin mówił o tym czy Rosja mogłaby zaatakować Polskę