Rząd mówi o egzaminach, by ukryć największy problem strajku

Podkreślanie problemu egzaminów w czasie strajku ma odwrócić uwagę od tego, co w tej sytuacji jest najważniejsze. Tego, że od dwóch dni dzieci w Polsce nie chodzą do szkoły.

Aktualizacja: 10.04.2019 06:10 Publikacja: 09.04.2019 14:47

Rząd mówi o egzaminach, by ukryć największy problem strajku

Foto: Fotorzepa/ Andrzej Bogacz

Dziecko ma prawo do nauki.  Gwarantuje je m.in. konstytucja czy konwencja o prawach dziecka. Jeśli dzieci nie chodzą do szkoły, to sygnał, że w państwie dzieje się źle - wybucha wojna, jest powódź, przyszła mroźna zima lub przestała działać sieć energetyczna. Nikt nie ma wątpliwości, że to ogromny problem i należałoby zrobić wszystko, by go rozwiązać. A jeśli to niemożliwe, to przynajmniej zmniejszyć jego negatywne konsekwencje.

Tymczasem wokół kryzysu w oświacie jest stosunkowo cicho. Co prawda codziennie wicepremier Beata Szydło podczas konferencji prasowej apeluje do nauczycieli, by na czas egzaminów zawiesili strajk. W ten sposób wskazuje, że to główny problem obecnego strajku. I ani słowem nikt się nie zająknie, że tysiące, a nawet miliony dzieci nie chodzą do szkoły.

W Polsce mamy około 4 mln uczniów. Według danych MEN do strajku przystąpiło 48,5 proc. szkół (ZNP twierdzi, że 74 proc.). To pokazuje, że obecnie nawet 2 mln dzieci może nie chodzić do szkoły.

Jutro do egzaminu gimnazjalnego ma przystąpić 350 tys. młodych ludzi. W poniedziałek niemal 400 tys. uczniów będzie pisało egzamin na zakończenie ósmej klasy. To w społeczności szkolnej mniejszość. Według znowelizowanych właśnie przepisów o sposobie przeprowadzenia egzaminów, na 25 zdających musi przypadać jeden egzaminator. Czyli biorąc pod uwagę to, że w komisji zasiądzie dyrektor i wicedyrektor, katecheci, nauczyciele z niestrajkujących szkół, to prawdopodobnie uda się obsadzić komisje i przeprowadzić egzaminy. A tam, gdzie będzie ich za mało, komisje zostaną obsadzone przez emerytów czy zgłaszających się do kuratoriów pracowników naukowych. Jak zapewniają KO, chętnych nie brakuje.

Dla rządu będzie to sytuacja komfortowa, bo pokaże, że państwo panuje nad sytuacją. Egzaminy się odbędą, więc w Polsce pójdzie przekaz, że kryzys został zażegnany.

Ale czy na pewno? Trudno mówić o sukcesie, gdy wciąż nie dzieje się nic, co by przybliżało do zakończenia strajku. Rząd nie przedstawia nowych propozycji, związki zawodowe nie wydają się jeszcze zmęczone, a nauczyciele wciąż są zdeterminowani. Co prawda we wtorek rozmowy między rządem a związkami zostaną wznowione, trudno jednak spodziewać się przełomu.

Szkoła to nie tylko miejsce, w którym dzieci zdobywają wiedzę. I choć pełni funkcję opiekuńczą, nie jest wyłącznie miejscem, w którym rodzice zostawiają swoje pociechy, by iść do pracy. To także miejsce, w którym dzieci bawią się z rówieśnikami, nawiązują przyjaźnie, uczą się funkcjonowania w społeczeństwie. Nie wolno zamykać dzieci w domach i liczyć, że strajk się sam wypali.

Oczywiście, strategia na przeczekanie doskonale się sprawdziła podczas ubiegłorocznego protestu niepełnosprawnych. Tyle, że dzieci poza murami szkół jest zdecydowanie więcej niż wówczas dzieci okupujących sejm. I im więcej jest dni bez szkoły, tym bardziej widać, że niesprawność państwa. Tylko pytanie, na ile to wpłynie na wynik najbliższych wyborów. 

Komentarze
Jan Zielonka: Wirus megalomanii
Komentarze
Jarosław Kuisz: Polska. Kraj jak z „Żartu” Milana Kundery
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Co afera mieszkaniowa mówi nam o Karolu Nawrockim?
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy Friedrich Merz będzie ukochanym kanclerzem Polaków?
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Jak sztuczna inteligencja zmienia egzamin maturalny?
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku