Z pozoru sytuacja opozycji w ostatnich dniach układa się całkiem dobrze. Kilka dni temu media ujawniły, że jeden z sędziów kluczowych dla przeprowadzanej przez PiS reformy wymiaru sprawiedliwości zamieszczał pod pseudonimem antysemickie i hejterskie wpisy w sieci. W sprawie trwa postępowanie prokuratorskie, ale sędzia dalej jest członkiem Krajowej Rady Sądownictwa opiniującej awanse sędziów. Przy okazji okazało się, że poseł Krystyna Pawłowicz poparła w KRS awans sędziego, który dwukrotnie pomyślnie orzekał w jej sprawie. W sobotę TVN wyemitował materiał obciążający nowego szefa NIK Mariana Banasia, sugerując, że w należącej do niego do niedawna kamienicy prowadzono hotel na godziny. W poniedziałek policja zatrzymała funkcjonariusza straży marszałkowskiej, który wysyłał anonimowo (tak przynajmniej sądził) karalne pogróżki posłance opozycji Katarzynie Lubnauer. Straż marszałkowska była oczkiem w głowie Marka Kuchcińskiego, który zmienił tę formację w grupę rekonstrukcyjną, wyposażył w paradne mundury i kupił jej nawiązujące do historii szable.
Ale jeśli w opozycji z tego powodu zapanowała radość, to jest ona przedwczesna. I to nie tylko dlatego, że również ona ma wizerunkowe kłopoty. Z jednej strony coraz gorzej dla rządzącej Warszawą PO wygląda rozwijająca się sprawa awarii w oczyszczalni ścieków Czajka. Media ujawniają kolejne wątki sprawy, które mogą u części wyborców podważać wrażenie kompetencji opozycji do zarządzania tak skomplikowanym mechanizmem jak miasto stołeczne. Ze zdwojoną siłą wróciła też sprawa hejterskiego profilu SOKzBURAKA, który produkował prymitywne memy uderzające w prawicę, i znowu padają pytania o jego powiązania z PO. Jeśli w tej sprawie coś zaskakuje, to fakt, że tylu znanych polityków opozycji śledziło profil, który podobać się może tylko komuś zupełnie pozbawionemu gustu. Do tego dochodzą jeszcze głupawe prowokacje kandydatki KO Klaudii Jachiry i żarty z hasła „Bóg, Honor, Ojczyzna", za które niegdyś oddawano życie.
Ale radość opozycji byłaby przedwczesna również dlatego, że w efekcie powstaje wrażenie zupełnego kampanijnego chaosu. Część wyborców może dojść do wniosku, że każdy ma coś za uszami. Że i PiS, i PO mają swoich hejterów, że jedni i drudzy mają swoje afery – jedni w NIK, a drudzy w stołecznej oczyszczalni ścieków. W efekcie kolejne rewelacje nie będą wpływały na preferencje wyborcze. Przeciwnicy PiS i tak myślą o tej partii bardzo źle, więc zagłosują na opozycję. Sympatycy PiS zaś są zdania, że opozycja to samo zło, więc nic ich nie będzie w stanie przekonać do głosowania na KO. W tym chaosie kluczowe okażą się dotychczasowe sympatie polityczne.
Pytanie, jak zachowają się niezdecydowani. Ale obecna kampania raczej będzie ich zniechęcać do tego, by poszli zagłosować.