„Gdy na pracuj.pl zaznaczyłeś jednocześnie pracę biurową i na świeżym powietrzu" – to jeden z komentarzy, którym opatrzono niefortunne zdjęcie prezydenta. I nie chodzi wcale o to, że sytuacja miała miejsce na opustoszałej stacji kolejowej w małym miasteczku. Chodzi o bijący w oczy kontrast między majestatem prezydenta państwa, które przecież – jak wiemy – powstało z kolan, a pofalowaną linią płyt chodnikowych, na których stanęło krzesło podtrzymujące ów majestat w czasie podpisywania ustawy. Żeby było jeszcze bardziej groteskowo – całości dopełniały szerokie kadry pokazujące pewne osamotnienie prezydenta w tej nietypowej przestrzeni. To zaś wywołało skojarzenia z oślą ławką, zupełnie niegodną głowy państwa, które – jak przekonują rządzący – jest w Europie prymusem.
Można odnieść wrażenie, że temu, kto wymyślił taką scenografię, umknęło – lekko licząc – ostatnich 20 lat, w czasie których nasza cywilizacja stała się obrazkowa do tego stopnia, iż nawet komiksy wielu wydają się przegadane. Dziś komunikacja to często wymiana emotikonów i memów. Ile można na tym przegrać, przekonał się Bronisław Komorowski, kiedy internet zalały zdjęcia pokazujące, jak wchodzi na krzesło w japońskim parlamencie (i nic nie dały wyjaśnienia, że był to podest do robienia fotografii). Równą popularność zdobyło zdjęcie na ulicy z młodym człowiekiem opatrzone wygłoszoną przez prezydenta radą, by zmienił pracę i wziął kredyt. Najgroźniejsze jest to, że wobec mema polityk jest bezradny – bo o tym, co jest memetyczne, decyduje internetowy vox populi. A suweren – o czym często mówią rządzący – ma zawsze rację.
Kiedy prezydent staje się memem – trudno widzieć w nim prezydenta. W historii zdarzali się przywódcy, którzy autorytet budowali na tym, że lud ich kochał. Byli też tacy, których lud się bał. Nie zdarzyło się jednak, by ktoś utrzymał się przy władzy, gdy lud się z niego śmieje.