W odróżnieniu od braci Kaczyńskich uważam, że Polska jest także dla zamożnych. Ludzie, którzy się bogacą, dzięki swojej pracy lub pomysłowość nie powinni z góry być uznawani za podejrzanych. Nagonka na nich, którą PiS rozpoczął w czasie kampanii wyborczej, jest ogromnym błędem. Będzie on pokutować w świadomości biznesmenów, zwłaszcza tych poważniejszych, którzy nie myśląc wiele, ulokują swoje kapitały za granicą. W dzisiejszych realiach, zwłaszcza w ramach Unii Europejskiej, nie stanowi to już żadnego problemu.
Posiadacze funduszy inwestycyjnych pozostawią je w Polsce tylko wtedy, gdy będą spełnione dwa warunki. Przede wszystkim, gdy będą oni przekonani, iż można tu robić lepsze interesy niż gdzie indziej.
Na razie nie musimy się jeszcze o to martwić. Jednak łatwość przerzucania kapitału z kraju do kraju może spowodować odpływ funduszy. Biznesmeni, mając nadzieję na lepszy zarobek w innym zakątku naszego regionu – chociażby na Ukrainie, w krajach nadbałtyckich czy Rosji – będą woleli inwestować tam. Aby temu zapobiec, należy zliberalizować system podatkowy, dokończyć prywatyzację i ułatwić dostęp inwestorów do rynku poprzez ograniczenie regulacji administracyjnych.
Jak powinny wyglądać relacje świata polityki z biznesem? Odpowiedź jest prosta: im bardziej są one oficjalne, tym lepiej
Poza tym przedsiębiorcy nie mogą być uważani za przestępców, bo wtedy nawet świetne perspektywy inwestycyjne nie zachęcą ich do pozostania w Polsce. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w kilku krajach Ameryki Południowej, choćby w Argentynie. Doszło tam do ogromnej ucieczki kapitału, gdyż władzę przejęły ugrupowania populistyczne, które uważając biznes za wyzysk i eksploatację kraju, zaostrzyły wobec niego politykę, a nawet zrenacjonalizowały niektóre branże.