Bogactwo, jeśli jest w uczciwy sposób zdobyte i rozsądnie używane, jest cnotą. To dowód inteligencji, pomysłowości, przedsiębiorczości, umiejętności radzenia sobie w życiu, choć czasem także szczęścia. Pod warunkiem jednak że ta życiowa zaradność nie polegała na wykorzystaniu swojej pozycji politycznej.
Także z innego powodu dobrze, kiedy do polityki trafiają ludzie, którzy dorobili się, zanim zostali posłami czy wysokimi urzędnikami państwowymi. Bo skoro już zabezpieczyli materialny byt swój i swoich rodzin, to jest szansa, że będą mniej wystawieni na pokusy, jakie wiążą się z dostępem do informacji, ważnych urzędników czy procesu legislacyjnego.
Niedobrze jest, kiedy wokół zamożnych ludzi, także wokół zamożnych polityków, pojawia się atmosfera nieufności i podejrzliwości. Ale szacunek dla ciężkiej pracy i przedsiębiorczości nie może też powodować, że nie będziemy tym ludziom patrzeć na ręce. Że naiwnie uwierzymy, iż wraz ze wzrostem zamożności pokusy znikają całkowicie. Dlatego jeśli ktoś decyduje się na udział w polityce, musi się liczyć z tym, że nie tylko będzie musiał ujawnić majątek, ale też będzie musiał się tłumaczyć z jego powiększania.