Reklama
Rozwiń

Tak tonie statek postkomunizmu

Formacja postkomunistyczna pierwszy raz odrzucona została w 2005 r. po niesławnych rządach Leszka Millera. Mogło się wydawać, że to przelotny kryzys i po radykalnych rządach PiS wyborcy znów zatęsknią za spadkobiercami PRL-owskiej tradycji.

Publikacja: 11.01.2008 22:22

Jednak ubiegłoroczne wybory potwierdziły tamtą decyzję. Mimo niezadowolenia sporej części wyborców z rządów prawicy większość z nich nie zwróciła się ku SLD i jego koalicjantom, ale wybrała inną partię, o korzeniach solidarnościowych.

Wojciech Olejniczak miał być lekarstwem na wszystkie kłopoty. Miał być nową, nieobciążoną PRL ani chorobą postkomunizmu twarzą tego środowiska. Metoda na odzyskanie popularności wydawała się prosta. Pozbyć się części betonowych działaczy, przyciągnąć trochę polityków postsolidarnościowych i wyjdzie nowa socjaldemokracja.

Najpierw Olejniczak próbował flirtować ze środowiskami tzw. nowej lewicy. Ale romans z "Krytyką Polityczną" nie rozwinął się. Nie był też dobrze przyjmowany przez regionalnych działaczy. Olejniczak zwrócił się więc do sprawdzonego idola milionów – Aleksandra Kwaśniewskiego.

Czar byłego prezydenta jednak już prysnął. Jego zmęczona alkoholem twarz dobrze symbolizowała w ostatniej kampanii upadek postkomunistycznego świata.

Teraz SLD i jego koalicjanci miotają się, nie mogąc znaleźć dobrej politycznej drogi. Sondaże nadal nie są im przychylne. Wojciech Olejniczak sięgnął więc w geście rozpaczy po najbardziej sprawdzone już nie postkomunistyczne, ale komunistyczne kadry. Wezwał na pomoc takich działaczy jak Józef Tejchma czy Andrzej Werblan.

Szef Sojuszu pokazał nie tylko swoją własną bezradność jako przywódca polityczny. Pokazał też, jak rozpaczliwie tonie cała formacja postkomunistyczna. Towarzysze Tejchma i Werblan w roli deski ratunku są najlepszym komentarzem do kondycji tej formacji. Ten statek tonie, ale chyba mało kto uroni łzę.

Jednak ubiegłoroczne wybory potwierdziły tamtą decyzję. Mimo niezadowolenia sporej części wyborców z rządów prawicy większość z nich nie zwróciła się ku SLD i jego koalicjantom, ale wybrała inną partię, o korzeniach solidarnościowych.

Wojciech Olejniczak miał być lekarstwem na wszystkie kłopoty. Miał być nową, nieobciążoną PRL ani chorobą postkomunizmu twarzą tego środowiska. Metoda na odzyskanie popularności wydawała się prosta. Pozbyć się części betonowych działaczy, przyciągnąć trochę polityków postsolidarnościowych i wyjdzie nowa socjaldemokracja.

Komentarze
Jacek Czaputowicz: Trudne rozstanie z doktryną Czaputowicza
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Komentarze
Szymon Hołownia u Adama Bielana, czyli Jarosław Kaczyński osiągnął swój cel
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Bądźmy mężami stanu!
Komentarze
Instytut Pileckiego, czyli czy każda rewolucja musi się kończyć na gruzach?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Których narodów nie chce w Polsce Jarosław Kaczyński?