Jednak ubiegłoroczne wybory potwierdziły tamtą decyzję. Mimo niezadowolenia sporej części wyborców z rządów prawicy większość z nich nie zwróciła się ku SLD i jego koalicjantom, ale wybrała inną partię, o korzeniach solidarnościowych.
Wojciech Olejniczak miał być lekarstwem na wszystkie kłopoty. Miał być nową, nieobciążoną PRL ani chorobą postkomunizmu twarzą tego środowiska. Metoda na odzyskanie popularności wydawała się prosta. Pozbyć się części betonowych działaczy, przyciągnąć trochę polityków postsolidarnościowych i wyjdzie nowa socjaldemokracja.
Najpierw Olejniczak próbował flirtować ze środowiskami tzw. nowej lewicy. Ale romans z "Krytyką Polityczną" nie rozwinął się. Nie był też dobrze przyjmowany przez regionalnych działaczy. Olejniczak zwrócił się więc do sprawdzonego idola milionów – Aleksandra Kwaśniewskiego.
Czar byłego prezydenta jednak już prysnął. Jego zmęczona alkoholem twarz dobrze symbolizowała w ostatniej kampanii upadek postkomunistycznego świata.
Teraz SLD i jego koalicjanci miotają się, nie mogąc znaleźć dobrej politycznej drogi. Sondaże nadal nie są im przychylne. Wojciech Olejniczak sięgnął więc w geście rozpaczy po najbardziej sprawdzone już nie postkomunistyczne, ale komunistyczne kadry. Wezwał na pomoc takich działaczy jak Józef Tejchma czy Andrzej Werblan.