W przypadku wielu resortów obecnego rządu nie ma nawet specjalnej dyskusji o tym, w jakim kierunku powinny iść te zmiany. To ważne, bo w sferze gospodarki rząd Tuska odziedziczył bardzo nieciekawą sytuację. Większość ekonomistów jest zdania, że Polska ma przed sobą okres znacznego spowolnienia gospodarczego, którego apogeum powinno mieć miejsce w 2011, a więc pod koniec kadencji. A jeżeli Platforma chce zrealizować obietnice wyborcze i wygrać następne wybory, nie może dopuścić do spadku koniunktury.
Jest kilka podstawowych spraw, które mogą dać polskiej gospodarce dodatkowy impuls. Najlepszej metody – z powodzeniem wdrożonej przez większość krajów naszego regionu – czyli podatku liniowego nie da się wprowadzić z powodu weta prezydenckiego. Mówienie o tym rozwiązaniu jest dziś stratą czasu. Można natomiast zmniejszyć deficyt budżetowy. To wymaga kompleksowych rozwiązań, nad którymi podobno pracuje resort finansów, ale których nie zaprezentowano. Ponadto trzeba wykorzystać fundusze unijne. 67 miliardów euro przyznanych nam przez Brukselę może dać poważny impuls rozwojowy. Na razie jednak tylko unieważniono część projektów. Doszło też do niekorzystnych roszad w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. W sprawie prywatyzacji też są tylko zapowiedzi. A ułatwienia dla przedsiębiorców zostały radykalnie okrojone.
Osiągnięciami są jasne, przejrzyste zasady naboru przedstawicieli państwa do rad nadzorczych oraz gotowe projekty ustaw regulujących zasady wypłaty emerytur.