Litwini mają oczywiście swoje racje. Stawka jest jednak dużo wyższa niż problemy z dostawami ropy do rafinerii w Możejkach czy nieratyfikowanie przez Moskwę Karty energetycznej. Najważniejsze dziś pytanie brzmi, czy Unia Europejska jest w stanie utworzyć wspólny front w relacjach z Rosją, zabezpieczając jednocześnie interesy mniejszych krajów, bardziej narażonych na niekonwencjonalne działania dyplomatyczne Rosjan, takie jak zakręcanie kurka z gazem, szturm armii internetowych hakerów czy grożenie atakiem nuklearnym.

Rosja powinna być pełnoprawnym uczestnikiem światowego życia gospodarczego, ale powinna się też podporządkować regułom gry, które obowiązują wszystkich. Dopóki tak się nie stanie, Litwa będzie miała pełne prawo bronić swoich interesów na szczeblu unijnym.

Skomentuj na blog.rp.pl/magierowski